sobota, 2 kwietnia 2011

PIECZEŃ PO HINDUSKU



Sztuka w II częściach



Osoby:
DZIADEK
TERENIA
DUDUŚ
PAWEŁ
DRUGI
                                           








                                                  CZĘŚĆ  PIERWSZA
Mieszkanie. Z prawej strony widoczna wnęka kuchenna, z piecykiem gazowym, naczyniem i magnetofonem. Z lewej strony pokoju – drzwi na korytarz; okno zasłonięte szczelnie firaną. Pokój potwornie zagracony: stół, szafa, dwa krzesła, rower, stary gramofon, manekin krawiecki, klatka na ptaki, wazony, szable, zbroja rycerska, zwinięty dywan, lampa stojąca, odkurzacz – wszędzie dużo rozmaitych drobiazgów. Przy oknie stoi pianino – przodem do widowni, zasłania pół okna. Przy pianinie siedzi na obrotowym krześle DZIADEK, jest zatarasowany stołem i innymi gratami – siedzi tam „zawsze”. Brak łóżek.
TERENIA – młoda dziewczyna w bardzo krótkiej spódnicy i długim fartuchu krząta się po kuchni. DZIADEK gra gamę na pianinie, nieudolnie, myli się.

TERENIA:    (z kuchni) Krzyż mnie boli!
DZIADEK:   No, tak to jest przy pracy… Ale lubisz przecież gotować!
TERENIA:   Co mówisz, dziadku?
DZIADEK:   Jestem głodny!
TERENIA:   To potrwa, dziadku. Mięso było twarde.
DZIADEK:   Co dzisiaj, Tereniu?
TERENIA:   Pieczeń po hindusku. Z rodzynkami!
DZIADEK:   Z rodzynkami?
TERENIA:   Z rodzynkami!
DZIADEK:   Może być.
(DZIADEK gra gamę. TERENIA włącza magnetofon, słychać muzykę hinduską – cicho. DZIADEK przerywa granie.)
DZIADEK:   Tereniu! Nie wystarczy ci jedna muzyka?
TERENIA:   O, dziadku!
DZIADEK:   Nigdy się nie nauczę, jak będziesz mi przeszkadzała.
(TERENIA wyłącza magnetofon. DZIADEK gra gamę. Po chwili bez pukania wchodzi do pokoju DUDUŚ, wpychając duży zegar – na zegarze godzina 4.)
DUDUŚ:     Co dzisiaj?
DZIADEK:   (przerywa granie) Pieczeń po hindusku… Co przyniosłeś?
DUDUŚ:     Może być po hindusku. Jestem głodny.
DZIADEK:  Tereniu, Duduś jest głodny!
TERENIA:   On zawsze jest głodny!
DUDUŚ:     Patrzcie, co przyniosłem…
DZIADEK:   Co to jest?
DUDUŚ:     Dziadek nie widzi?
DZIADEK:  Jak to nie widzę?
DUDUŚ:     Zegar! Bardzo dobry zegar.
DZIADEK:  Od przybytku głowa nie boli. Może zostać…
DUDUŚ:     Dziadku, która godzina?
DZIADEK:  (patrzy na kieszonkowy zegarek) Pięć minut po wpół do ósmej… Pawełek się spóźnia…
DUDUŚ:     On zawsze się spóźnia! (słucha zegara)
DZIADEK:   (podejrzliwie) Co się stało?
DUDUŚ:      Chyba nie chodzi…
DZIADEK:    Co to za zegar, jak nie chodzi?!
DUDUŚ:       Na schodach jeszcze szedł, słowo daję. To co, dziadku, odnieść?
DZIADEK:     Naprawi się go. Od przybytku i tak dalej… Postaw go i usiądź sobie…
DUDUŚ:       Jest stary, więc dużo wart… (zaciąga zegar do kąta, nie siada)
DZIADEK:     Masz rację… Rozprostuj kości. Zaraz będzie jedzenie. Pieczeń po hindusku, z rodzynkami. Prawda, Tereniu?!
TERENIA:     Co dziadek mówi?
DUDUŚ:        Tereniu, przyniosłem dla nas bardzo ładny zegar. Chodź zobaczyć!
TERENIA:      Nie mam czasu!
DZIADEK:      Gotuj, gotuj!...
(DZIADEK gra gamę, po chwili bez pukania wchodzi  PAWEŁ.)
PAWEŁ:         Dobry wieczór!
DUDUŚ:         Dziadku, przyszedł Paweł!
DZIADEK:       (przerywa granie) Nareszcie. Spóźniasz się ostatnio.
PAWEŁ:       Niech dziadek wie, nie próżnowałem… (patrzy na zegar) A to co znowu?
DUDUŚ:       Nie widzisz? Zegar!
PAWEŁ:       Jeszcze jeden? Zwariować można… I widzę, że nie chodzi…
DZIADEK:    Pawełku, nie wtrącaj się do nie swojego!
PAWEŁ:       Ja tylko pytam… Co dzisiaj na obiad? Tereniu, dobry wieczór!...
DZIADEK:    Pieczeń po hindusku, z rodzynkami.
PAWEŁ:       Z rodzynkami?
DZIADEK:    No, z rodzynkami… No, co tam, Pawełku ciekawego na świecie?
(DUDUŚ próbuje reperować zegar.)
PAWEŁ:       Liście opadają z drzew.
DUDUŚ:       Normalnie, jesień. Wielkie rzeczy. Na wiosnę znowu urosną. I tak w          kółko…
PAWEŁ:       Duduś się mądrzy, dziadku!
DZIADEK:    Nie mądrz się, Duduś. To nie takie proste.
DUDUŚ:      Może i nie proste. Ale zegar jest bardziej skomplikowany… Tereniu, mogę go postawić w kuchni?! Jak go naprawię, będziesz wiedziała, która godzina…(zagląda do kuchni)
TERENIA:    Postaw sobie na głowie! Uciekaj, nie ma jeszcze jedzenia…
DZIADEK:    Nie przeszkadzaj Tereni! Daj zegar na szafę, będzie spokój…
DUDUŚ:      Niech mi Paweł pomoże!
PAWEŁ:       O, nie…
DZIADEK:    Pomóż mu!
(DUDUŚ przystawia krzesło do szafy, stawia zegar; PAWEŁ udaje, że pomaga.)
DUDUŚ:      Zrobimy tu kącik zegarowy. Jutro przyniosę jeszcze jeden…
DZIADEK:     Przynieś. Nigdy nie jest za dużo… Jaka pogoda?
DUDUŚ:       Paweł powie…
DZIADEK:    Bo bym wyszedł…
PAWEŁ:       Po co, dziadku?!
DZIADEK:    Po nic. Tak… Dawno nie wychodziłem. A kiedyś często spacerowałem po świecie, prawda Tereniu?
TERENIA:    Co dziadek mówi?
DUDUŚ:      Dziadek mówi, że często spacerował!
TERENIA:   Tak, spacerował i wszystko się zaczęło…
DZIADEK:   Pospacerowałbym sobie i już!
PAWEŁ:      Jak dziadek to sobie wyobraża?
(DZIADEK usiłuje wstać, nie może; stół mu przeszkadza.)
                    Widzi dziadek? To przez Dudusia i jego rzeczy!
DUDUŚ:      To nie są moje rzeczy, tylko dziadka.
DZIADEK:    Faktycznie, mało miejsca. Duduś, przydałoby się większe mieszkanie. I mógłbyś przynosić mniejsze rzeczy…
DUDUŚ:      Przynoszę to, co mogę, dziadku. Ale po co dziadek ma wychodzić? Jest jesień. Plucha. Jeszcze dziadek by się przeziębił…
PAWEŁ:      Tereniu! Dziadek chciał wychodzić.
TERENIA:    (wychodzi z kuchni) Nie! Jak dziadek wyjdzie, to jeszcze trzeciego przyciągnie. I tak mam dużo roboty…
PAWEŁ:      Jak mnie dziadek przyprowadził, to się cieszyłaś.
TERENIA:   Dwie minuty…
(DUDUŚ chichocze.)
DZIADEK:   Nie kłóćcie się! Tereniu, pospiesz się z tą pieczenią.
(TERENIA znika w kuchni, DZIADEK gra gamę)
DUDUŚ:     O jednego za dużo!
PAWEŁ:      Co powiedziałeś?!
DUDUŚ:      Ja byłem pierwszy. Tereniu, prawda, że o jednego za dużo?!
TERENIA:    (z kuchni) O wiele za dużo!
DZIADEK:    (przerywa granie) Co mówiłaś, Tereniu?
DUDUŚ:       Terenia mówi, że o jednego za dużo…
PAWEŁ:       O Dudusia!
DUDUŚ:       O Pawełka!
DZIADEK:    Nigdy nie jest za dużo. Pamiętajcie! Ani mieć, ani wiedzieć… Tereniu, nie zapomnij dodać do pieczeni majeranku!
(TERENIA włącza magnetofon – muzyka hinduska, cicho.)
PAWEŁ:        Co to?
DUDUŚ:        Muzyka. Wczoraj przyniosłem Tereni magnetofon…
DZIADEK:      Przeszkadza mi i przeszkadza…
DUDUŚ:        Ale Tereni bardzo się podoba. Też jej się coś od życia należy. Prawda, Tereniu?!
DZIADEK:      Chyba ja lepiej wiem, czego jej trzeba? Pieczeni po hindusku jej trzeba. Skończonej. Tak jak i mnie. I wam. O!
(TERENIA ścisza magnetofon, muzykę ledwo słychać; DZIADEK gra gamę.) 
PAWEŁ:         Podobno w Indiach krowy chodzą po ulicach!
DUDUŚ:         Ale mądry!
DZIADEK:      (przerywa granie) Nie kłóćcie się, chłopcy… Odkąd pamiętam, to na świecie same kłótnie, swady, podboje, wojenki. Sam brałem udział w trzech czy czterech…
PAWEŁ:         Dziadek żartuje.
DZIADEK:      Wojenka to nie żarty. Szast-prast i cię nie ma!
DUDUŚ:         Bo on wszędzie widzi żarty, dziadku…
DZIADEK:       Szast-prast, byłeś i nie jesteś… (gra gamę) No, dosyć na dzisiaj… Co z tym jedzeniem, Tereniu?
TERENIA:       (z kuchni) Mówiłam już dziadkowi tysiąc razy, że mięso twarde. Duduś takie przyniósł. Trzeba poczekać. Ja też jestem głodna…
PAWEŁ:         Ja nie jestem! Nie przychodzę tu jeść…
TERENIA:      (z kuchni) To dobrze, będę miała mniej roboty!
DUDUŚ:        Ale kłamca. Przed chwilą mówił, że jest głodny!
DZIADEK:     Nie kłóć się, Duduś. To Terenia mówiła, że jest głodna… Ale głód uszlachetnia…
DUDUŚ:       Uszlachetnia?
DZIADEK:     Obżarstwo jest prymitywne!
PAWEŁ:       Zgadzam się całkowicie!
DZIADEK:    To dobrze… No i co tam panie w Kurdystanie i okolicach?
PAWEŁ:       Więc tak, dziadku… Liście opadają z drzew…
DUDUŚ:       To już mówił!
DZIADEK:     Nie wtrącaj się, Duduś! Przyniosłeś zegar, to dobrze… No, słucham dalej, Pawełku… O liściach już wiem…
PAWEŁ:        Na teatrze, przy ulicy Żabiej ktoś wymalował brzydkie słowo. Ale Terenia jest w kuchni i może usłyszeć…
DZIADEK:      Niech się uczy życia… Jakie słowo?
PAWEŁ:         Słowo… (literuje) d-u-p-a, dziadku!
(DUDUŚ chichocze)
DZIADEK:      Nie śmiej się, Duduś, to nie jest śmieszne. Ktoś zbezcześcił teatr, świątynię sztuki. Kiedyś często tam chodziłem. Teraz, jak wiecie, nie wychodzę w ogóle…
PAWEŁ:        Może to Duduś wymalował, dziadku. Bardzo nie lubi teatru…
DZIADEK:     Duduś?!
DUDUŚ:        Dziadku, ja? Ani razu nie byłem w teatrze. Rzadko tamtędy przechodzę. I w ogóle takich słów nie używam…
DZIADEK:      Trudno. Wymalowali, to wymalowali… Jak ktoś chce malować, nie ma rady. Zaraza!... No, dobrze… Co dalej, Pawełku?
PAWEŁ:         (wyjmuje notes, czyta) Na skwerku Zgody było dzisiaj trzydzieści pięć papierków i jedna butelka!...
DZIADEK:       Ładnie. O pięć papierków mniej niż wczoraj… A z butelkami rewelacja… Ile było wczoraj?
PAWEŁ:        (patrzy) Osiemnaście…
DZIADEK:     No!
PAWEŁ:        Pewnie Duduś pozbierał i sprzedał!
DUDUŚ:        Ja wszystko przynoszę, nic nie sprzedaję!
DZIADEK:     W porządku. Turyści przyjeżdżają i patrzą. A potem opisują. A co jest napisane, staje się dowodem…
PAWEŁ:        Na skwerku Zgody był też parasol!
DZIADEK:     Czyj parasol?
PAWEŁ:       Nie wiem. Niczyj…
DZIADEK:     Cały?!
PAWEŁ:       Nie sprawdzałem, spieszyłem się…
DUDUŚ:       To on nie mógł przynieść, dziadku? Ręka by mu uschła?
PAWEŁ:        To do mnie nie należy…
DZIADEK:      Jutro , jak będzie leżał, Duduś przyniesie…
DUDUŚ:        Akurat będzie na mnie czekał…
DZIADEK:     Trudno. No, Pawełku, dalej…
PAWEŁ:        (czyta) Fryzjer Pawłowski wyrzucił swoją gosposię, bo podejrzewał ją o romans z listonoszem…
DZIADEK:     Znasz tę gosposię?
PAWEŁ:        Z widzenia…
DUDUŚ:       Z widzenia!
DZIADEK:     Młoda?
PAWEŁ:        Młodziutka…
DZIADEK:     Biedne dziecko…
PAWEŁ:        Mam ją przyprowadzić?
TERENIA:     (z kuchni) Kogo chcecie przyprowadzić?!
DUDUŚ:        Nie musimy przyprowadzać. Mamy Terenię kochaną!
DZIADEK:      Ale macie się u niego nie strzyc…
DUDUŚ:        Ja sam się strzygę…
PAWEŁ:        Ja też. Oszczędzam.
DZIADEK:     Bardzo dobrze. Bierzecie przykład ze mnie… No, Pawełku, dalej, dalej…
PAWEŁ:        Padał deszcz.
DUDUŚ:        Ciekawe, nie widziałem żadnego deszczu…
DZIADEK:      Psiakrew, Duduś, usiądź tam pod szafą i nie przeszkadzaj!
PAWEŁ:         Słyszałeś?... Dziadek powinien wiedzieć, dlaczego on mi przeszkadza…
DZIADEK:      Co powinienem wiedzieć, to wiem!
DUDUŚ:         Widzisz?!
DZIADEK:      Co powinienem widzieć, to widzę!
TERENIA:      (wychyla się z kuchni) Nie wie ktoś, gdzie jest hinduska miseczka do ucierania majeranku?... W tym domu nic nie można znaleźć!...
DUDUŚ:         Ta, którą przyniosłem wczoraj?
TERENIA:       Ta, którą przyniosłeś wczoraj. Nie ma!
DZIADEK:       Jak była, to i jest. Tu nic nie ginie. Bałagan masz w kuchni.
TERENIA:       Bo za dużo rzeczy. Nie da się zrobić porządku…
DZIADEK:       Od przybytku głowa nie boli!... Utrzyj majeranek w innej miseczce i nie przeszkadzaj…
TERENIA:       Nie ma innej. Wszystko jest, tylko nie ma miseczek.
DZIEDEK:       Boże święty. Duduś, przynieś jutro dużo miseczek!
DUDUŚ:         Przyniosę, dziadku!
TERENIA:       Ale dzisiaj nie będzie majeranku!
DZIADEK:       Trudno. (Terenia znika w kuchni) To będzie bardzo dobra żona. Duduś, przynoś jej wszystko, czego potrzebuje do gospodarstwa!
DUDUŚ:          Jasne!
PAWEŁ:          Ciekawe, skąd on to wszystko bierze, dziadku… Zegary, miseczki, szabelki… Może być z tego nieszczęście…
DZIADEK:       Będzie nieszczęście , jak za karę nie dostaniesz pieczeni po hindusku! Ja cały czas czekam na twoją relację ze świata…
PAWEŁ:          Na świecie wybuchły cztery wojny. Ale lokalne…
TERENIA:       (z kuchni) Znalazłam miseczkę!
DZIADEK:       No widzisz… U mnie nic nie ginie! Ale nie rozpraszaj mnie… Pawełku, wiadomości, wiadomości!...
PAWEŁ:          (zerka do notesu) To chyba wszystko.
DZIADEK:      Mało coś!
PAWEŁ:         Wymieniłem tylko ważniejsze, dziadku…
DZIADEK:      Mówiłem ci, że masz przynosić  w s z y s t k i e  wiadomości. Dobre i złe. Wszystkie!
PAWEŁ:         Oczywiście, mam całą kupę. Myślałem, że dziadka nie będą interesowały…
DZIADEK:      Zrozum wreszcie, że od myślenia jestem ja! I od decydowania… Mów!...
PAWEŁ:         W ZOO zdechł tygrys, mimo że przyjechał weterynarz specjalista…
DUDUŚ:         Pewnie z Indii…
DZIADEK:      Właśnie, skąd?
PAWEŁ:         Gdzieś tu miałem zapisane…(szuka)
DZIADEK:      Tak, wszystko zapisuj.
PAWEŁ:         Sekundę… Mam. Ze Szwecji!
DZIADEK:      Za Szwecji?!
PAWEŁ:         Tak mam zapisane!
DUDUŚ:         He, He…
PAWEŁ:          (do Dudusia) Zamknij się!...
DZIADEK:       No dobrze, niech będzie ze Szwecji… Dalej, Pawełku…
PAWEŁ:          Kawiarnia „Kryształowa” obchodziła pięćdziesięciolecie swego istnienia i otrzymała złotą odznakę dla zasłużonych w rozwoju powiatu…
DZIADEK:       No, no… Dawniej często tam chodziłem… Co tam jeszcze?
PAWEŁ:          Wyszła nowa gazeta pod tytułem „Młodzi  Idą”…
DZIADEK:       Niech idą, niech idą. Zobaczymy. A co jest dzisiaj?
PAWEŁ:          Środa. Słońce wzeszło piąta pięćdziesiąt pięć, zaszło szesnasta czterdzieści  dziewięć. Imieniny obchodzą – Ludwik i Dionizy…
DZIADEK:       O! Znałem kiedyś jednego Dionizego…
PAWEŁ:          Kilku ludzi wyleciało na Księżyc i nawet wrócili…
DZIADEK:       Coś takiego!
PAWEŁ:          Tylko słyszałem. Może to plotka, ale dziadek kazał mi zbierać wszystkie wiadomości, nawet plotki!
DZIADEK:        Tak. W plotkach kryje się nieraz więcej prawdy niż w faktach... Tereniu!
TERENIA:        (z kuchni) Słucham, dziadku!
DZIADEK:        Podaj herbaty przed tym jedzeniem. Zaschło mi w gardle.
TERENIA:        (wychyla się z kuchni) Dziesięć robót  naraz nie umiem robić…
DZIADEK:        Umiesz, umiesz… Daj hinduskiej. Będzie do kompletu.
TERENIA:        (z kuchni) Dziadek będzie musiał poczekać…
DUDUŚ:           Ja mogę nie pić!
PAWEŁ:           (głośno) Duduś mówi, że może nie pić!
TERENIA:         (z kuchni) Będzie mniej roboty!
(Słychać muzykę hinduską.)
DZIADEK:         Wszystko umie dostroić. Jak pieczeń po hindusku, to i majeranek hinduski, to i miseczka hinduska, i herbata hinduska. Wszystko hinduskie, nawet muzyka… Tereniu! To ładne, ale trochę ciszej!
(Muzyka hinduska cichnie – prawie nie słychać.)
DUDUŚ:            To, dziadku, jak z tym parasolem?
DZIADEK:          Z jakim parasolem?
DUDUŚ:             Co leży na skwerku Zgody?
PAWEŁ:             Leżał!
DUDUŚ:             Może nigdy nie leżał, co? Może ci się przewidziało?
PAWEŁ:             Leżał! Jakieś dwie godziny temu. Mam, dziadku, zapisane w notesie!
DUDUŚ:             To pójdę i przyniosę, dziadku…
DZIADEK:           Idź, przyda się na jesień…
PAWEŁ:             On myśli, że parasol będzie na niego czekał. Nie tylko ty znosisz rzeczy do domu…
DUDUŚ:             Idę!
DZIADEK:          Wracaj zaraz; zimna pieczeń jest niedobra!
(DUDUŚ wychodzi, po chwili wraca.)
DUDUŚ:             Tylko niech dziadek nie słucha, co on będzie na mnie gadał…
(DUDUŚ wychodzi, trzaskając drzwiami.)
TERENIA:           (z kuchni) Ktoś przyszedł?
DZIADEK:           Nikt nie przyszedł. To Duduś poszedł po parasol…
TERESA:             Po co dziadkowi nowy parasol. W domu jest z piętnaście parasoli…
PAWEŁ:              I żaden nie do użytku!
TERENIA:           Po co dziadkowi parasol?! Dziadek i tak nie wychodzi…
DZIADEK:           Może kiedyś wyjdę…
TERENIA:           To ja wtedy też wyjdę i już nie wrócę…
DZIADEK:           Nie żartuj. Gdzie ci będzie lepiej niż u mnie?
TERENIA:           Nie żartuję…
DZIADEK:           Dobrze, dobrze… Przecież nie wychodzę. Jest plucha, a ja nie mam porządnego parasola! Może Duduś przyniesie. Podobno leży na skwerku Zgody…
PAWEŁ:             Jak to… podobno, dziadku?!
DZIADEK:          Oj, może leżeć już gdzie indziej. Wszystko jedno, gdzie leży; Duduś i tak przyniesie. Jest w tym bardzo dobry…
PAWEŁ:             Nie za dużo tych gratów, dziadku? Jakby to wszystko sprzedać, byłoby dużo pieniędzy…
DZIADEK:          Co ty, Pawełku, za głupstwa opowiadasz… Sprzedać!... Zawsze jest czas sprzedać… Czas to pieniądz!... Tereniu, Pawełek chce sprzedać rzeczy!
TERENIA:          (wychyla się z kuchni)  Sprzedać?!... Jak się sprzeda rzeczy, to je wyniosą, a jak wyniosą, to dziadek wyjdzie…
DZIADEK:          Zawsze mogę wyjść!
TERENIA:          Tak i sprowadzi dziadek nową gębę. Obejdzie się, wystarczy mi dwie…
PAWEŁ:            Plus dudusiowa, niestety…
TERENIA:         Dziadkowej nie liczyłam. Dziadek to dziadek… (wraca do kuchni) Nie będzie sprzedawania żadnych rzeczy!
DZIADEK:         Przecież to ja mówiłem! Jak są, to są… Czuję się pewniej wśród rzeczy zrobionych przez człowieka. To są magazyny czasu. Ktoś to musiał zrobić, ktoś inny kupił, dotykał, kochał… Teraz są u mnie… Przedmioty. Ślady ludzi w czasie. Tak, tak… Niektóre są starsze ode mnie, a trwają…
PAWEŁ:           Trwają?... A moje wiadomości, dziadku? Są mniej ważne? To ja będę znosił zegary i parasole!
DZIADEK:        Do przynoszenia wystarczy jeden! Rzeczy rzeczami, a ja muszę wiedzieć, co się dzieje na świecie. Nie można tak sobie żyć i nic nie wiedzieć. Trzeba mi jak najwięcej wiadomości. Mój umysł jest spragniony i głodny… Na świecie trzy miliardy ludzi!...
PAWEŁ:           Przeszło sześć miliardów!
DZIADEK:        Jezu! Sześć miliardów?... Jak przeszło?...
PAWEŁ:           (zagląda do notatek) Sześć miliardów dwieście czterdzieści pięć milionów sto osiemdziesiąt pięć tysięcy sześćset dwadzieścia jeden!
DZIADEK:        Coś takiego!... No, Pawełku, masz  precyzyjne wiadomości…
PAWEŁ:           To z gazety. Wydrukowane!
DZIADEK:        No. Coraz więcej ludzi, coraz więcej zdarzeń, nieskończona ilość wiadomości. Staraj się, Pawełku. Szukaj, szperaj, słuchaj, czytaj, oglądaj… przynoś!
PAWEŁ:           Więcej przynoszę dziadkowi wiadomości, niż Duduś rzeczy. Czytam, słucham, oglądam; tak jak dziadek mówi… Oczy mnie już bolą od czytania, uszy od słuchania, nogi puchną od chodzenia. Tak, tak, dziadku… Nie narzekam, ale niech mi dziadek szczerze powie, co jest dla dziadka cenniejsze: wiadomości, czy te graty?
DZIADEK:         I jedno i drugie. Zależy jak się spojrzy…
PAWEŁ:            Bo dziadek to jest dyplomata!
DZIADEK:         To dzięki wiadomościom!
PAWEŁ:            Moim!
DZIADEK:         O, nie tylko twoim. Wiadomości zbieram od urodzenia, jak znaczki pocztowe… Mam ich całe albumy… Z nich czerpię wszelkie nauki…Tylko na tym pianinie nie mogę się nauczyć. Twarda sztuka… (gra krótką gamę) O, raz wychodzi, raz nie wychodzi…
PAWEŁ:            To tak jak w życiu, dziadku…
DZIADEK:          No proszę, ty też się trochę nauczyłeś mądrości życiowych…
PAWEŁ:             To od dziadka.
DZIADEK:          No, ty ode mnie, ja od ciebie, Terenia od nas… Świat żegluje po morzu wiadomości dobrych i złych…
PAWEŁ:             Tego nie wiedziałem!
DZIADEK:          To już wiesz!
PAWEŁ:             Muszę to zapisać… (udaje, że zapisuje)
DZIADEK:          Zapisz! Jak już będziesz w moim wieku, nie będziesz już musiał zapisywać. Będziesz wszystko miał w głowie. Jak będziesz stary…
PAWEŁ:            O, dziadek nie jest taki stary…
DZIADEK:         Tereniu, Pawełek mówi, że nie jestem taki stary… He, he…
TERENIA:          (wchodzi z herbatą, stawia na stole dwie szklanki) Herbata!
DZIADEK:         Hinduska?
TERENIA:         Z Indii.
DZIADEK:         No proszę, wszystko do kompletu. Pod kolor! (Terenia wychodzi) To się może podobać, prawda?
PAWEŁ:            Tak, gdyby nie było tego cholernego Dudusia, to byłoby nam cudownie!
DZIADEK:         Co ty właściwie chcesz od Dudusia?
PAWEŁ:            Nic nie chcę, dziadku. Nic! I to jest sedno rzeczy…
DZIADEK:         Może i dobrze, że widzisz tylko sedno rzeczy. To powinno ci pomagać w twoich obserwacjach… I nie denerwuj się. To szkodzi. Napij się herbaty, prawdziwej, hinduskiej…
PAWEŁ:            Znowu bez cukru, dziadku?
DZIADEK:         No dobrze. Tereniu,  daj Pawełkowi trochę cukru. On jak dziecko…
TERENIA:         (z kuchni) Nie ma cukru. Duduś nie przyniósł…
PAWEŁ:            Bo wie, że lubię słodkie.
DZIADEK:         Prawdziwą herbatę pije się niesłodzoną. Pamiętaj!
(Piją herbatę ceremonialnie; słychać hinduską muzykę. Nie widzą wejścia Dudusia. Duduś przyniósł słonia na biegunach.)
DUDUŚ:           Jestem!!!
TERENIA:         (z kuchni) Ktoś przyszedł?
DZIADEK:         Duduś wrócił!
TERENIA:         Nie ma herbaty!
DUDUŚ:           Och, nie chce mi się pić…
PAWEŁ:           Gdzie parasol?
DUDUŚ:           Nie ma parasola. Nie było żadnego parasola, dziadku. I deszcz nie pada… Ale widziałem pożar…
PAWEŁ:           Mówiłem, że nie przyniesie…
DUDUŚ:           Dziadek mnie zna. Gdyby był, to bym przyniósł… Ale widziałem pożar, taki że…
DZIADEK:        Czekaj. Po kolei… Tereniu, ciszej! (muzyka cichnie) To co, parasola nie przyniosłeś?
PAWEŁ:           Był!
DUDUŚ:           Kłamie. Zawsze kłamał!
PAWEŁ:            Dziadku, on podważa moją wiarygodność! Parasol leżał pod ławką koło fontanny!
DUDUŚ:           Wymyślił!
DZIADEK:        Duduś, jak nie masz dowodów, to nie oskarżaj…
DUDUŚ:           A on ma dowody, że parasol był?
DZIADEK:         On nie musi. Nie wymagam od niego wiadomości udowodnionych. Jak na przykład udowodni, że ludzie polecieli na Księżyc i wrócili?
PAWEŁ:            Właśnie!
DZIADEK:         Boże mój, chce się ludziom na Księżyc, jakby mało było miejsca na Ziemi…
DUDUŚ:           Niech dziadek w to nie wierzy…
PAWEŁ:           Dziadek nie uwierzy, co przyniosłeś!
DZIADEK:        Co przyniósł?
DUDUŚ:          Słonia przyniosłem! Stał w bramie, to przyniosłem…
PAWEŁ:           W bramie?
DUDUŚ:           W naszej!
DZIADEK:         Coś takiego… To jakiś znak boży… Musi zostać.
PAWEŁ:            Jaki tam słoń! Na biegunach, dla małych dzieci… Pewnie teraz płaczą za nim.
DUDUŚ:           Żadnych dzieci nie widziałem, dziadku. Paweł doskonale wie, że w naszym domu nie ma dzieci… Dobry słoń. Można na nim siadać… (siada) O!... Wygodnie jak w fotelu, dziadku…
DZIADEK:         Do pianina go nie przystawię. Ale go nie wyrzucimy..Tereniu, chodź, coś zobaczysz…
TERENIA:         (wygląda z kuchni) Co znowu?!
DZIADEK:         Zobacz, jaki  ładny słoń… Chcesz go do kuchni? Będzie wszystko do kompletu: pieczeń po hindusku, miseczka hinduska, muzyka hinduska, słoń hinduski…
TERENIA:        Hinduski?
PAWEŁ:           To jest słoń afrykański, ma duże uszy…
DUDUŚ:           Chyba dziadek wie lepiej!
TERENIA:         Może być. Postaw go, Duduś, w kuchni, będę miała na czym siedzieć. Nogi mnie bolą od stania… Tylko nie porozbijaj naczyń!
DUDUŚ:           (do PAWŁA) No widzisz? (zanosi słonia do kuchni, TERENIA idzie za nim, znikają)
TERENIA:         (z kuchni) Idź stąd, Duduś. Bo dostaniesz hinduską ścierką…
(DUDUŚ niechętnie wychodzi z kuchni)
DZIADEK:          No to teraz, Dudusiu, powiedz, jak było z tym pożarem… Przede wszystkim, gdzie był?...
DUDUŚ:            W sklepie kolonialnym. Widziałem dym i strażaków… Szczegółów nie znam, bo się spieszyłem na pieczeń. Zresztą takie szczegóły należą do Pawła.
DZIADEK:         Pawełku, dawno nie było pożarów…
PAWEŁ:           (zagląda do notesu) Ostatnio… pół roku temu. Palił się kiosk z gazetami.
DUDUŚ:           Powinien tam iść. To do niego należy!
PAWEL:           (niechętnie) Iść, dziadku?
DZIADEK:         To by mnie interesowało. Zawsze intrygowały mnie żywioły… Wojny, pożary, gradobicia…
DUDUŚ:           Powodzie…
DZIADEK:         Tak, powodzie, huragany, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i tak dalej…
PAWEŁ:            A pieczeń po hindusku?
DZIADEK:         Zdążysz. Ewentualnie Terenia ci podgrzeje.
DUDUŚ:           Podgrzana jest lepsza!
PAWEŁ:           No to pójdę, dziadku… (patrzy niechętnie na Dudusia) Nie chcę, żeby dziadek pomyślał, że mi się  nie chce.
DZIADEK:        Ładnie, że się starasz. Dowiedz się dokładnie, ile ofiar, jakie straty, ile jednostek straży pożarnej i temu podobne… Sam wiesz.
PAWEŁ:           Zaraz wracam , Duduś!
DZIADEK:       Tak, pospiesz się. I przynieś mi nowe krzyżówki, bo mi się skończyły…
PAWEŁ:          Dziadek zapomniał, że krzyżówki przynosi Duduś!
DUDUŚ:         Właściwie, dlaczego ja? Krzyżówki, to wiadomości, a wiadomości należą  do Pawła…
DZIADEK:       Pół na pół… Kto pierwszy zobaczy, niech przyniesie. Jak przyniesie, dostanie premię…
DUDUŚ i PAWEŁ:  Jaką?!
DZIADEK:       Jak przyniesie, to zobaczy…
DUDUŚ:          Idź już kochany Pawełku, bo pożar się skończy i będziesz musiał zmyślać…
PAWEŁ:          Idę, dziadku! (wychodzi)
DZIADEK:       Jestem z was zadowolony.
DUDUŚ:         Dobrze nam było, dziadku. Terenia miała mniej gotowania. Po co dziadek go przyprowadził?
DZIADEK:       Nie mów. Powinieneś się cieszyć. Masz mniej roboty…
DUDUŚ:         Ja się roboty nie boję!
DZIADEK:       Powiedziałem! Jestem z was zadowolony. Nie znalazłbym lepszych chłopaków…
DUDUŚ:          Jasne, ale jakie on wiadomości przynosi. Śmiechu warte. Do takich wiadomości nie trzeba osobnego człowieka. Ja bym to załatwił przy okazji…
DZIADEK:        Ty się do tego nie mieszaj. Ja tu decyduję. Im szybciej zrozumiesz, tym lepiej…
DUDUŚ:          Ja to rozumiem, dziadku. Ale musi dziadek wiedzieć, że on to wszystko ssie z palca… Z tym deszczem, choćby. Zapewniam dziadka, że żadnego deszczu nie było. Od tygodnia nie padał deszcz, Ani jednej chmurki… Mogę to dziadkowi przynieść na piśmie z urzędu, z pieczątką!...
DZIADEK:        Dla mnie ważne są wiadomości, a nie fakty! Ale ty tego nie zrozumiesz, za dużo masz mięśni…
DUDUŚ:          Fakt, nie rozumiem. Chyba lepiej znać prawdę, nie? Nawet w szkole mnie uczyli, że prawda to prawda. I dziadek chyba też mnie tak pouczał pierwszego dnia… Że świat stoi na prawdzie!
DZIADEK:       Tak mówiłem? No, mówiłem prawdę. Ale ty mylisz prawdę z faktami, prawdę z wiadomościami i fakty z prawdą. Często wszystko ci się myli. Ale przy mnie się wszystkiego nauczysz, zobaczysz. Tak, jesteś jeszcze bardzo młody. Co chcesz, żebym zobaczył ten deszcz, żebym zmókł, żebym się przeziębił i umarł?!...
DUDUŚ:          Co też dziadek opowiada?
DZIADEK:       No. Wystarczy wiadomość od Pawełka: pada deszcz! Resztę sobie wyobrażam: mokro, chlupocze, a ja tu sobie siedzę w suchym i jest mi dobrze. Chyba chcesz, żeby mi było dobrze?
DUDUŚ:          Pewnie że chcę. Dziadek lubi przedmioty, to je dziadkowi przynoszę…
DZIADEK:        Ty wiesz, jak dobrze siedzieć w swoim domu, z ulubionymi przedmiotami, z przyjaznymi ludźmi… A tam leje deszcz…
DUDUŚ:          Nie da się ukryć. Dziadek ma rację.
DZIADEK:        Jestem stary, a starzy ludzie mają rację…
DUDUŚ:           Fakt!
DZIADEK:         Dla ciebie fakt, bo mnie widzisz. Twarz pomarszczona, włosy siwe, ruchy już nie te… A jak zamknę oczy, to jestem młodszy od ciebie. Na koniu galopuję, na koniu z rozwianą grzywą… Tak! Galopem, szabelką szast-prast! Jeździłeś kiedyś na koniu?
DUDUŚ:           Nigdy, dziadku. Teraz nie ma koni…
DZIADEK:        Nie ma koni?!
DUDUŚ:           Może na wsi. Tu są tylko samochody…
DZIADEK:        Boże wielki, co to za świat bez pięknych koni. Na wojenkach się bywało, na niejednej kulbace się spało i pod niejednym niebem swawoliło się z dziewczętami…
DUDUŚ:           Słyszy Terenia, co dziadek opowiada?
DZIADEK:        Ona wie wszystko…
TERENIA:         (z kuchni) Co dziadek mówi?
DUDUŚ:           Dziadek opowiada o swoim życiu. Bardzo ciekawe.
TERENIA:         Znam to na pamięć!
(DZIADEK gra krótką gamę.)
DUDUŚ:           Dziadku!
DZIADEK:         No?
DUDUŚ:            A jak ja przynoszę jakiś przedmiot, to to jest  fakt, nie? I niech dziadek patrzy… wiadomość też jest! Bo mówię: przyniosłem to i to… I nawet prawda w tym jest. Bo przynoszę dziadkowi prawdziwe przedmioty, które można dotknąć, powąchać, zobaczyć i mieć. Dziadek może nawet zamknąć oczy, a one i tak są. Więc co, dziadku. Kto jest lepszy?
DZIADEK:         Nie bądź taki mądry…
TERENIA:         (z kuchni)  Ciszej, ząb mnie boli!
DZIADEK:         Nie trzeba było jeść cukierków!... Duduś, nie przynoś cukierków.
DUDUŚ:           Ale ona tak lubi cukierki…
DZIADEK:        Słyszałeś chyba? Ząb ją boli. Dziewczyny nie powinny cierpieć od bólu zęba. Inne bóle je czekają… (DUDUŚ się uśmiecha) To wcale nie śmieszne. Nie przynoś cukierków…
DUDUŚ:           No dobrze, dziadku… (po chwili) Dziadku, a jak dziadka boli ząb, to to jest fakt?... Wiadomość?...
DZIADEK:        Nigdy mnie ząb nie bolał. Mam zdrowe zęby…
DUDUŚ:           No, czym jest ból?
DZIADEK:        Jak Terenie boli ząb i o tym mówi… to jest wiadomość faktu…
DUDUŚ:           A dziadka nigdy nie bolało?
DZIADEK:        Nie pamiętam. Więc nigdy! Jestem zdrowy jak byk… Koń, kulbaka, świeże powietrze, dziewczyny! I szabla w garści…
DUDUŚ:          Dziadek żartuje. Przecież siedzi dziadek przy pianinie i się nie rusza.
DZIADEK:       Dla ciebie się nie ruszam. Dla ciebie to fakt. A mnie wystarczy zamknąć oczy… Koń, kulbaka i szum wiatru w uszach. Wystarczy mi zamknąć oczy. Duduś, to jest najważniejsze…
DUDUŚ:          Faktycznie, dziadku, muszę być bardzo młody, bo nic prawie nie rozumiem…
DZIADEK:       Czego znowu nie rozumiesz?!
DUDUŚ:          Dziadek trzyma przedmioty, które przynoszę i zamyka oczy… To te przedmioty są kształtami, faktami, wiadomościami? Pomieszało mi się, dziadku…
DZIADEK:        Jak ci się pomieszało, to przestańmy. Rozboli cię głowa. Jutro ci wszystko wytłumaczę. Przypomnij mi…
DUDUŚ:          No dobrze. Teraz tylko chcę wiedzieć jedno. Co wolisz, dziadku? Przedmioty czy wiadomości?
DZIADEK:       Jasne. Wiadomości o twoich przedmiotach!
DUDUŚ:          Dziadek to jest dyplomata…
DZIADEK:        Tak. Tylko na tym przeklętym pianinie nie mogę się nauczyć.(gra gamę) Raz wychodzi, raz nie wychodzi. Jak w życiu… No, jak mi wyszło?
DUDUŚ:          Bardzo dobrze…
DZIADEK:       Tereniu, jak zagrałem?!
TERENIA:        (wychodzi z kuchni)  Nie znam się na tym… To wszystko przez ciebie, Duduś! Przyniosłeś to pianino i wszystko się zaczęło. Jak nie było pianina i ciebie, był spokój. I było nam z dziadkiem dobrze!
DZIADEK:        Co to znaczy? Teraz nie ma spokoju?...
TERENIA:        Wiem, co mówię… Duduś przyniósł to cholerne pianino…
DZIADEK:       Tereniu!
TERENIA:        To cholerne pianino i dziadek zaczął grać. A dziadek jest zawzięty. Teraz już za późno na przestanie. Jak dziadek przestanie grać, to będzie jeszcze gorzej. Wyjdzie dziadek na spacer i przyprowadzi trzeciego, już nie wiem do czego… To niech już lepiej dziadek gra…
DZIADEK:       Tereniu, nigdy tak dużo nie mówiłaś!
TERENIA:        Sam dziadek mówi, że nigdy nie jest za dużo. Raz mogę powiedzieć, co myślę… Myśli dziadek, że ja nie słyszę, co dziadek mówi?...
DZIADEK:        To bardzo dobrze. Będę mówił głośniej…
TERENIA:        Nie trzeba, nie jestem głucha…
DUDUŚ:          Tereniu…
TERENIA:        A ty czego?!
DUDUŚ:          Jesteś niesprawiedliwa. Przynoszę ci wszystko, co tylko chcesz. Pianino też przyniosłem dla ciebie…
TERENIA:        Mówiłam ci, że nie umiem grać...
DUDUŚ:          Żebyś się nauczyła!
DZIADEK:       Teraz ja się uczę. Jak się nauczę, to was też nauczę. Terenię, Dudusia, Pawełka, wszystkich. Zobaczycie…
TERENIA:        Zobaczymy!
DZIADEK:        A ty do kuchni… (TERENIA znika w kuchni) Skończ to gotowanie!
TERENIA:        (z kuchni) Nie sztuka skończyć!
DZIADEK:        Skąd ty to wiesz?!
TERENIA:        Od dziadka. Dziadek zapomniał?
DZIADEK:        Nic nie zapominam!
TERENIA:        (stoi w drzwiach kuchni) Jak tych dwóch nie było, to dziadek często ze mną siadywał, tak jak z tym tutaj… i opowiadał. A teraz muszę siedzieć w kuchni i gotować. Może dziadek myśli, że to przyjemne? Ja nie mogę zamknąć oczy i wyobrazić sobie różne przyjemności, które znam…
DZIADEK:         Tereniu, skarbie, co ci jest dzisiaj. Myślałem, że ci u mnie dobrze…
TERENIA:         Gdyby mi nie było dobrze, to bym tu nie była! W porządku, już nie będę narzekać…
DZIADEK:         Jak nie lubisz gotowania, Duduś będzie przynosił jedzenie… Prawda, Duduś?
DUDUŚ:           Jasne, mogę przynosić…
TERENIA:         Nie, mogę gotować… (znika w kuchni) Pieczeń po hindusku będzie bardzo dobra…
(Słychać muzykę hinduską.)
DZIADEK:         (do DUDUSIA) To świetna dziewczyna!
DUDUŚ:           Na pewno, dziadku.
DZIADEK:        Przypomnieć ci, Duduś, kiedy odkurzałeś? Przynosisz rzeczy, to o nie dbaj. Przedmioty jak ludzie, rozlatują się, gdy się o nie nie dba!
DUDUŚ:          No dobrze, dziadku, powiedzmy, że dawno nie odkurzałem…
(DUDUŚ bierze odkurzacz, włącza kabel do gniazdka i odkurza przedmioty. Muzyka hinduska – głośno.)
                                                         K U R T Y N A
                           

                                                         CZĘŚĆ DRUGA
(Kurtyna w górę. DUDUŚ w dalszym ciągu odkurza przedmioty. Muzyka hinduska – cicho. DZIADEK gra gamę.)
DUDUŚ:            Wystarczy, dziadku?
DZIADEK:          (przerywa granie) Szable odkurzyłeś?
DUDUŚ:            Jasne, dziadku. Prawie jak nowe!
DZIADEK:          No, widzisz, jak się postarasz, to się starasz… Te szable dużo widziały… Tamta (pokazuje) , to pewnie najstarsza?
DUDUŚ:             Nie wiem. Pewnie tak, najbardziej zardzewiała…
DZIADEK:           Od krwi, Duduś! Od krwi wroga…
DUDUŚ:             Fakt, od jakiejś wilgoci. Tego za Chiny nie da się wyczyścić…
DZIADEK:          Zostaw je z patyną czasu. Będą więcej warte…
DUDUŚ:             Tak, teraz szable są w cenie. Coraz trudniej je dostać, dziadku.
DZIADEK:          Bo, Duduś, szabla to szlachetna broń!
DUDUŚ:             To pewnie dlatego. Nie wiem, co jest, dziadku. Coraz mniej szabel…
DZIADEK:           To były czasy! Mężczyzna był mężczyzną. Stał oko w oko z wrogiem. A teraz byle gnojek może strzelić zza węgła i jest taki sam skutek.
DUDUŚ:              Właśnie, dziadku…
DZIADEK:           Co, właśnie?!
DUDUŚ:             Skutek…
DZIADEK:          Nie skutek ważny, a sposób! Nie cel ważny, a sztuka walki…
(Wchodzi zziajany PAWEŁ.)
PAWEŁ:            Cholera jasna, nie było żadnego pożaru!
DUDUŚ:           Ale był!
PAWEŁ:           Dziadku, on nas wprowadził w błąd. Obleciałem wszystkie kolonialne sklepy i nie widziałem centymetra dymu.
DUDUŚ:           Bo on myśli, że pożar to przedmiot i trwa w nieskończoność. Po prostu, był i go nie ma…
PAWEŁ:           On nam mydli oczy, dziadku. Nabrał nas. Ale drugi raz już mnie nie nabierzesz!... Co on o mnie mówił, jak mnie nie było, dziadku?
DZIADEK:        To był ten pożar, czy go nie było?!
DUDUŚ:           Był!
PAWEŁ:           Nie było!
DZIADEK:        Co to za wiadomość, Pawełku: „nie było pożaru”? Wielu rzeczy nie ma… Więcej się nie zdarzyło niż zdarzyło. Więcej ludzi nie ma niż jest… Miliardy zdarzeń czeka, aby się narodzić, tak jak miliardy przedmiotów czeka, aby je zrobić. A miliardy ludzi czeka tam gdzieś, aby zaistnieć w kołowrocie czasu, chłopcy! Więc, co mi, Pawełku, po takich wiadomościach…
PAWEŁ:           (zły) Dobrze, jutro podpalę największy sklep kolonialny!
DZIADEK:        Nie złość się, Pawełku… Tak tylko sobie mówię. Nic się nie stało!... Przyniosłeś przynajmniej krzyżówki?
PAWEŁ:           (jeszcze nadąsany) Przyniosłem! (podaje DZIADKOWI wycięte z gazet krzyżówki, DZIADEK kładzie je na stole)
DZIADEK:         No, przed jedzeniem porozwiązujemy trochę… Gimnastyka umysłowa!
PAWEŁ:            Co on gadał na mnie, jak mnie nie było?
DZIADEK:         Skąd wiesz, że gadał na ciebie, jak ciebie nie było?
PAWEŁ:            Czuję to przez skórę.
DUDUŚ:           A ty nie gadasz na mnie, jak mnie nie ma?!
DZIADEK:        Duduś, a ty skąd wiesz, że on gada na ciebie, jak cię nie ma?
DUDUŚ:           Wiem. Też czuję…
DZIADEK:        Jak czujecie, to w porządku. Najważniejsze czucie i wyobraźnia. To droga do prawdziwego szczęścia.
PAWEŁ:          Może to i racja, ale jakim prawem on wygaduje na mnie niestworzone rzeczy. Myśli, że jak był pierwszy, to wszystko mu wolno…
DZIADEK:       Pierwszy byłem ja!
PAWEŁ:          Dziadek wie, o co mi chodzi…
DZIADEK:       Może wiem, może nie wiem! Dosyć tych kłótni. Do tej pory był spokój i ma być nadal. Z Terenią ani razu się nie kłóciłem. Prawda, Tereniu?!
TERENIA:       (wygląda z kuchni) Znowu się kłócą? Niech się kłócą, dziadku. Mnie to nie przeszkadza. Ludzie, od których zabrał mnie dziadek , kłócili się od rana do nocy i od nocy do rana… Żeby tylko od tego było mniej roboty! (znika)
DZIADEK:       Tylko tak mówi. Bardzo lubi kuchnię . Może siedzieć w niej cały dzień. Tak gdera, jak to kobieta… I jest na co popatrzeć. Pięknieje z każdym dniem. (cicho) Jakie ma nogi! Ale sza… nie chcę, żeby jej się przewróciło w głowie i zagnieździły się jakieś świństwa…
DUDUŚ:          Ja sobie tego nie wyobrażam, dziadku…
PAWEŁ:          Jeśli już o wyobraźni mowa, to niech dziadek powie, czy sobie wyobraża Dudusia jako męża Tereni?
DUDUŚ:         No, bo Paweł już się żeni z Terenią. W wyobraźni!
DZIADEK:      Co wy?! Wyobraźnia nie lubi, jak się jej nadużywa…
DUDUŚ:        Chcemy wreszcie wiedzieć, dziadku!
DZIADEK:     Co wiedzieć?
PAWEŁ:        Dziadek wie, co…
DZIADEK:     Wszystkiego nawet ja nie wiem. (gra gamę)
PAWEŁ:        Do diabła, Duduś, przecież nie będziemy losować!
DUDUŚ:       To chyba jedyna wyjście, chociaż byłem tu przed tobą. Garbu dostanę od tego noszenia…
PAWEŁ:       Dziadku, Duduś mówi, że dostanie garbu od noszenia gratów!
DZIADEK:     (przerywa granie) To niech przynosi mniejsze rzeczy! (znowu gra)
DUDUŚ:       Losowanie! Jedyne wyjście…
DZIADEK:    (przerywa granie) Jedyne wyjście to grób, chłopcy. Kiedy człowiek żyje, może znaleźć tysiące wyjść. Wystarczy tylko zamknąć oczy…
DUDUŚ:      Ale dziadku, nie można bez przerwy zamykać oczu. Można się zabić…
DZIADEK:    Duduś, drzwi otwarte, można wejść, można też wyjść. Ja tu nikogo na siłę nie trzymam!...
PAWEŁ:       Słyszałeś, Duduś? Drzwi otwarte!
DUDUŚ:       Dziadku, Paweł mnie wyrzuca. Jakim prawem on mnie wyrzuca, kiedy ja byłem pierwszy…
DZIADEK:    (uderza w klawisz) Tyle razy wam mówiłem, że pierwszy byłem ja!
DUDUŚ:       To wiadomo. Jak Pan Bóg na niebie… Ale potem byłem ja…
DZIADEK:     Potem była Terenia!
DUDUŚ:       To wiadomo. Ale potem już byłem ja!
PAWEŁ:       Bo on już teraz, dziadku, widzi się panem tego domu…
DZIADEK:     Zapamiętajcie sobie! Panem tego domu będę zawsze ja!
PAWEŁ:       Przecież to jasne jak słońce. On tylko intryguje!
DZIADEK:    Nigdy się nie możecie zgodzić. Martwicie mnie… O przez was bym zapomniał! Golenie!... Który z was dzisiaj?
DUDUŚ:       Ja mogę, dziadku…
PAWEŁ:       Znowu on?! Wczoraj dziadka golił!...
DUDUŚ:      To ty goliłeś!
DZIADEK:    To losujcie, niech będzie sprawiedliwie. Duduś, przynieś od Tereni zapałki.
DUDUŚ:       (idzie do kuchni) Tereniu, daj mi zapałki. Będziemy losować. (wraca z zapałkami, podaje DZIADKOWI)
DZIADEK:    No… Kto wyciągnie zapałkę z łebkiem, ten mnie goli… Pawełek pierwszy!
DUDUŚ:       Dlaczego Pawełek pierwszy?!
DZIADEK:    Psiakrew, przecież nie będziemy losowali, kto będzie losował pierwszy!
DUDUŚ:       To niech Terenia wylosuje najpierw, kto będzie losował pierwszy. Jak sprawiedliwość, to sprawiedliwość!
DZIADEK:    Jest zajęta. Na pewno się nie zgodzi…
DUDUŚ:       Jak dziadek jej każe, to się zgodzi.
DZIADEK:    Tereniu, chodź no tu na chwilę…
TERENIA:     (wychodzi z kuchni, idzie do DZIADKA) Jak będziecie mi przeszkadzać, to dostaniecie pieczeń za tydzień! Słucham dziadka!
DZIADEK:     Sekunda, Tereniu… Wyciągnij zapałkę… Z łebkiem – Duduś pierwszy, bez łebka – Pawełek…
PAWEŁ:        Dlaczego ja bez łebka, dziadku?!
DZIADEK:     Do licha, nie będziemy przecież losowali, który jest z łebkiem, a który bez łebka… (DUDUŚ chichocze) Tereniu, ciągnij!
TERENIA:     Bez łebka, nie da się ukryć… (wychodzi do kuchni)
DZIADEK:     Jak to było? Pomieszało mi się… Który z was miał bez łebka?
PAWEŁ:        Ja.
DZIADEK:     No, widzisz. Pierwszy wyciągasz zapałkę. Kto wyciągnie bez łebka, ten mnie dzisiaj goli.
DUDUŚ:       Przedtem dziadek mówił, że z łebkiem!
DZIADEK:    Ja z wami zwariuję… Wszystko jedno, niech będzie z łebkiem. Z łebkiem zwycięża. To nawet ładniej brzmi.
PAWEŁ:      Ale ja wyciągam pierwszy! (wyciąga zapałkę bez łebka)
DZIADEK:   No?
DUDUŚ:      Bez łebka! Wygrałem… Oliwa nie żywa, ale zawsze sprawiedliwa!
PAWEŁ:      Na pewno dziadka zatnie!
DZIADEK:   Co ma mnie zacinać? Nieraz mnie golił…
DUDUŚ:      Dziadku, gdzie jest brzytwa?
DZIADEK:    Oni mnie golą, a ja mam wiedzieć, gdzie jest brzytwa…
PAWEŁ:       Ty goliłeś ostatnio.
DUDUŚ:       Położyłem na stole, jak zwykle. (szuka po pokoju w różnych miejscach)
DZIADEK:     Pawełku, pomóż mu szukać…
(PAWEŁ udaje, że szuka.)
DUDUŚ:       Dziadku, na pewno Paweł schował…
PAWEŁ:       Nie bądź śmieszny, po co miałbym chować. Czym bym golił, gdybym wygrał?
DUDUŚ:       (szuka dalej) Ale nie wygrałeś! Jesteś mściwy jak kobra… (znajduje flet) Co to jest?!
PAWEŁ:        Nie widzisz? Fujarka!
DUDUŚ:        Fujarka?... Skąd tu fujarka?!
DZIADEK:     Jak jest, to jest. Zostaw. Szukaj brzytwy…
DUDUŚ:        Nie przynosiłem do domu żadnej fujarki! Dziadku, co to ma znaczyć? Pamiętam każdy przedmiot, który przyniosłem.
PAWEŁ:        On ma wszystko zapisane, dziadku.
DZIADEK:     Nie rozumiem, Duduś, o co robisz ten raban? Powinieneś się cieszyć, że przybyła rzecz bez żadnego wysiłku…
DUDUŚ:        Ale skąd się tu wzięła?
DZIADEK:     Nie wiem. Pokaż ją…
(DUDUŚ podaje DZIADKOWI flet, DZIADEK ogląda.)
                      Dobra fujarka, co chcesz? Niech sobie leży… Zdaje się, że hinduska. Ma jakiej dziwne znaki, jakby hinduskie…
DUDUŚ:        Niech dziadek pokaże… (ogląda flet) Hinduska, dziadek mówi… Ciekawe, dzisiaj wszystko jest hinduskie.
DZIADEK:     Może Terenia ją zna…
DUDUŚ:       (idzie z fletem do kuchni) Tereniu, widziałaś tą fujarkę?
TERENIA:     (z kuchni) Daj mi święty spokój! Fujarki  nie widziałam!...
DUDUŚ:       (wraca z kuchni) Nie podoba mi się to… (dmucha , flet wydaje dźwięk)
DZIADEK:     Prymitywny instrument, wolę pianino… Duduś, skończ z tą fujarką. Miałeś mnie golić!... Tereniu, nie widziałaś gdzieś brzytwy?
TERENIA:     (z kuchni) Nie! Niech dziadek zapuści brodę…
DZIADEK:     O, nie. To niehigieniczne i postarza…
DUDUŚ:        Przyniosę nową brzytwę, ale chcę wiedzieć, skąd wzięła się ta fujarka… Może Paweł przyniósł?
PAWEŁ:        Jeszcze czego!
DZIADEK:      Może była już przedtem?
DUDUŚ:        Przede mną?... Jak tu przyszedłem, to był tylko dziadek i Terenia. I gołe ściany…
DZIADEK:     Fujarka mała rzecz. Mogła leżeć, gdzieś w kącie. Na pewno poprzedni lokator zostawił. Bardzo się spieszył z wyprowadzką…
DUDUŚ:       Chyba że tak! Mam nadzieję, że dziadek nie ma innego faceta do przynoszenia rzeczy?
PAWEŁ:       Tu go boli, dziadku…
DZIADEK:     Jakby był, to by tu był! A go nie ma... Wystarczycie mi zupełnie… I należy wam się soczysta pieczeń… Tereniu… Długo jeszcze?
TERENIA:     Jeszcze minuta, dziadku. Nie mogę znaleźć rodzynków!
DZIADEK:     Co się dzieje w tym domu. Dzisiaj tu niczego nie można znaleźć!...Tereniu, zrób pieczeń bez rodzynków… Jak długo można czekać?!
TERENIA:      Nie można bez rodzynków. Co to będzie za pieczeń po hindusku bez rodzynków?
DZIADEK:     Fakt, z rodzynkami jeszcze nie jadłem. Ale jestem głodny, Tereniu. Daj mi bez rodzynków. Ja już sobie te rodzynki wyobrażę… Chłopcy też. Poćwiczą wyobraźnię…
DUDUŚ:       Może być bez rodzynków…
PAWEŁ:       Może.
TERENIA:     Was nie pytam o zdanie!... No, macie szczęście. Znalazłam!
DZIADEK:     No!... Dla zabicia czasu… porozwiązujemy krzyżówkę… (kładzie przed sobą krzyżówkę, wyjmuje długopis z kieszeni) O!... Jeden – pionowo: wysłużony wehikuł… Pawełku, pomagaj!
PAWEŁ:       Grat!
DZIADEK:    Nie, nie grat!... Siedem liter!
PAWEŁ:      Jaka pierwsza litera?
DZIADEK:   Nie wiem.
DUDUŚ:      Siedem liter?
DZIADEK:    Mówiłem. Siedem.
PAWEŁ:      Może… a-u-t-o-b-u-s… Siedem.
DZIADEK:    Ale dlaczego wysłużony? A jak jest nowy?
PAWEŁ:       To nie wiem…
DUDUŚ:       A ja chyba wiem…
PAWEŁ:       Ty się nie wtrącaj!
DZIADEK:    Jak wie, to niech powie…
DUDUŚ:       Landara!
PAWEŁ:       (prawie równocześnie) Landara!
DUDUŚ:       Ja byłem pierwszy.
DZIADEK:     Cicho!... L-a-n-d-a-r-a… Pasuje. (pisze) Dobrze…
PAWEŁ:       A zgadza się z poziomo?
DZIADEK:    Nie ma jeszcze poziomo… Jeden – poziomo: stolica Anglii. Sześć liter!
PAWEŁ:      Londyn!
DUDUŚ:      (prawie równocześnie) Londyn!
PAWEŁ:       Ja byłem pierwszy.
DZIADEK:    Też wiedziałem. Czyli to ja byłem pierwszy!... Londyn! Pasuje…
DUDUŚ:       I zgadza się z landarą?
DZIADEK:     Zgadza…
PAWEŁ:       Duduś jutro przyniesie landarę, dziadku…
DZIADEK:    Niech lepiej przyniesie trudniejsze krzyżówki… Wystarczy! (chowa długopis) To teraz przed jedzeniem gimnastyka nie dla ducha, tylko dla ciała! Tereniu!... Daj głośniej muzykę, pogimnastykujemy się po hindusku…
(Muzyka hinduska – głośniej, DZIADEK wstaje, dotyka brzuchem blat stołu, podnosi i opuszcza ręce w takt muzyki.)
DZIADEK:      Raz-dwa, raz-dwa… Wy też, przyda wam się trochę ruchu. Raz-dwa!
(DUDUŚ i PAWEŁ gimnastykują się.)
                       Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa…
(Słychać pukanie. Wszyscy nieruchomieją.)
DUDUŚ:        (szeptem) Kto to?
(PAWEŁ idzie do kuchni, przycisza muzykę.)
PAWEŁ:        Zapraszał dziadek kogoś?
DZIADEK:     Nikogo nie zapraszałem. Może to listonosz? Otwórz, Pawełku…
DUDUŚ:       Nie otwieraj!
(Pukanie do drzwi.)
PAWEŁ:       Niech sobie dziadek przypomni…
DZIADEK:    Mówię wam, że to listonosz…
DUDUŚ:      Czeka dziadek na list?
DZIADEK:    Nie czekam. Ale list zawsze może przyjść… Może jakiś spadek?
PAWEŁ:       Czeka dziadek na jakiś spadek?
DZIADEK:     Nie czekam. Ale miałem liczną rodzinę…
DUDUŚ:        Ciekawe!
(Pukanie.)
TERENIA:      Ktoś przyszedł?
PAWEŁ:        (idzie do kuchni) Nikt nie przyszedł. A miał ktoś przyjść?  (wraca) Duduś, szybko!
(PAWEŁ przesuwa przedmioty pod drzwi, DUDUŚ po chwili robi to samo.)
DZIADEK:      Co wy robicie? Na miłość boską…
DUDUŚ:        Tu nikt nie wejdzie!
PAWEŁ:        Nie ma prawa włazić!
DZIADEK:     Co to ma znaczyć? W moim domu nie mogę przyjąć gościa?
DUDUŚ:        Niech dziadek zrozumie. Terenia byłaby zła, gdyby przybyła do jedzenia jeszcze jedna gęba…
(Pukanie.)
PAWEŁ:        Teraz może sobie pukać…
DUDUŚ:        W czoło!
DUDUŚ:        Jeszcze stół.
(Przesuwają do drzwi stół, DZIADEK zostaje „uwolniony”; DZIADEK wstaje, rozprostowuje kości, wychodzi na środek pokoju.)
DZIADEK:       Tak… Muszę wam, chłopcy, powiedzieć, że na środku jest o wiele przyjemniej, niż przy tym pianinie…
PAWEŁ:          Co dziadek mówi?... Niech dziadek siada na swoim miejscu…
DZIADEK:       Wszędzie jest moje miejsce!
PAWEŁ:          (do DUDUSIA) Zachciało ci się stół przesuwać!
DUDUŚ:          Niech dziadek siądzie. Dziadek jest słaby…
DZIADEK:        Nie jestem słaby. Nie usiądę!
PAWEŁ:           Niech dziadek siada! Zaraz będzie pieczeń.
DZIADEK:        Teraz pieczeń poczeka. Pójdę na spacerek!
PAWEŁ:           Nigdzie dziadek nie pójdzie! Pada deszcz, dostanie dziadek zapalenia płuc i wiadomo…
DZIADEK:         Nie pójdę? Zobaczymy…
DUDUŚ:            Niech dziadek będzie grzeczny!
DZIADEK:          Nie będę!... Idę na spacer!
(PAWEŁ i DUDUŚ idą do DZIADKA przyczajeni, PAWEŁ łapie DZIADKA i sadza go na obrotowym krześle przy pianinie. DUDUŚ przysuwa stół i inne przedmioty do DZIADKA – drzwi zostają obarykadowane. DZIADEK w ostatniej chwili wyrywa się PAWŁOWI i wybiega z pokoju, zostawiając otwarte drzwi. DUDUŚ wybiega za nim, po chwili wraca.)
DUDUŚ:            Psiakrew, znowu ktoś wykręcił żarówkę! Dziadek spadł ze schodów i się nie rusza…
PAWEŁ:             I co teraz?
DUDUŚ:             A skąd mam niby wiedzieć?!
PAWEŁ:             Trzeba dziadka schować w piwnicy, albo na strych.
DUDUŚ:             Dobrze, zajmę się tym.
(DUDUŚ idzie w stronę drzwi, w drzwiach stoi DRUGI, starszy mężczyzna.)
DRUGI:              Co się tu dzieje?!
PAWEŁ:             Proszę wejść, dziadku!
DRUGI:              (wchodzi do pokoju, rozgląda się) Pukam, pukam i nic…
DUDUŚ:            Proszę dalej… Pawełku, pomóż dziadkowi zdjąć płaszcz.
PAWEŁ:             (zdejmuje płaszcz DRUGIEMU) Niech dziadek siada.
DRUGI:              Nie jestem waszym dziadkiem!
DUDUŚ:             My tak z sympatii, dziadku…
DRUGI:              Chyba że tak. Dobrze wam z oczu patrzy.
(PAWEŁ podprowadza DRUGIEGO do pianina, DRUGI siada na obrotowym krześle. DUDUŚ przysuwa stół, DRUGI jest „uwięziony” – tak jak DZIADEK.)
DRUGI:             Ja przepraszam, ale nie rozumiem…
DUDUŚ:            Nie ma za co przepraszać. Zaraz będzie na kolację pieczeń. Zawsze na wieczór jemy coś ciepłego…
DRUGI:              To bardzo zdrowo.
PAWEŁ:             Właśnie. I do tego będzie to pieczeń po hindusku. Z rodzynkami! Jadł kiedyś dziadek pieczeń po hindusku z rodzynkami?
DRUGI:              Nie jadłem.
DUDUŚ:             To będzie dziadek miał okazję. Terenia bardzo dobrze gotuje.
DRUGI:              Terenia?!
PAWEŁ:             Tak. Nasza wspaniała Terenia, zobaczy dziadek…
DRUGI:              Co tu tyle gratów?
DUDUŚ:             To są bardzo cenne przedmioty. Mogą być dziadka. Wszystko może być dziadka. Mieszkanie, przedmioty, my, Terenia…
DRUGI:               Coś podobnego…
PAWEŁ:              Tak, wszystko dziadka. Będzie dziadkowi dobrze…
DUDUŚ:              Co dziadek tylko zechce, to mu przyniosę, jak Złota Rybka…
PAWEŁ:              Wszystko załatwimy. Nie będzie musiał dziadek nawet wychodzić z domu. Pada deszcz?
DRUGI:                Pada.
DUDUŚ:              No, widzi dziadek. A tu ciepło, przyjemnie…
PAWEŁ:              Tereniu! Co z tą pieczenią?!
TERENIA:           (z kuchni) Już!
(TERENIA wychodzi z kuchni, na tacy niesie talerze, stawia talerze na stole, nie dostrzega zmiany DZIADKÓW; wychodzi do kuchni.)
DUDUŚ:             Gra dziadek na pianinie?
DRUGI:              Nie, nie gram.
PAWEŁ:             To dziadek będzie miał okazję się nauczyć
DRUGI:              Po co?
PAWEŁ:             Zawsze lepiej umieć…
DRUGI:              Ale gram na flecie! (zaczyna jeść)

M u z y k a

                                              K O N I E C



              
              
                                            

        
         












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz