sobota, 2 kwietnia 2011

BIAŁE KRZYŻE



SŁUCHOWISKO

Osoby:
MALERZ  I
MALARZ  II
SZEF

(Głos koników polnych.)
MALARZ  I:    Ale gorąc!
MALARZ  II:   Zostaw tę muchę!
MALARZ  I:    Ty jesteś jak kobieta, Knysa!
MALARZ  II:   To ją boli… Jakby tak tobie…
MALARZ  I:    Mnie nikt skrzydełek nie urwie… Zaraz jej drugie…
MALARZ  II:   Zostaw!
MALARZ  I:    Widzisz? Już nie będzie latała… Może tylko łazić… Gdzie, cholero, gdzie?!... O, już nie będzie.
(stuknięcie przy wstawaniu)
Bierz wiadro!
MALARZ  II:     Dlaczego ja zawsze mam nosić wiadro? Ty jesteś silniejszy!
MALARZ  I:      Właśnie dlatego… (chichocze)… Gdzie rozwalił się ten grat?
MALARZ  II:     Pod tamtym drzewem… Ty nosisz tylko pędzle… Nosisz pędzle, ale ja muszę malować!
(Głos przejeżdżającego samochodu.)
MALARZ I:       Mercedes… Dawno  nie było.
MALARZ  II:     Czarny!
MALARZ  I:      Ponad setkę…
MALARZ  II:     Więcej…
MALARZ  I:      Rozbije się, skurczybyk i będziemy mieli robotę.
MALARZ  II:     Jechałeś kiedyś tak szybko?
MALARZ  I:      Nie i nie chcę. Lubię żyć!... No, jest to drzewo…
MALARZ  II:     Podobno kobieta?
MALARZ  I:      Sama?
MALARZ  II:     Sama.
MALARZ  I:      Skąd wiesz?
MALARZ  II:     Szef mówił.
MALARZ  I:      O jedną mniej!
MALARZ  II:     Nie lubisz kobiet?
MALARZ  I:      Lubię, ale nie w rozbitych autach… Maluj i nie gadaj za dużo!
MALARZ  II:     Już, już!
MALARZ  I:      Niedługo zamalujemy całą drogę… Nie będzie czarna, tylko biała… Baby w mercedesach będą się rozbijać, a my będziemy po nich malowali.
MALARZ  II:     Nie wyspałeś się, Dębek?
MALARZ  I:      Nie!
MALARZ  II:     Widać. Nigdy tak nie mówiłeś. Wisiało ci…
MALARZ  I:      A ty za to codziennie żałujesz koników polnych i muszek… Siadamy!
(Głos koników polnych.)
MALARZ II:      Zjadłbym coś…
MALARZ  I:      To jedz! (szelest papieru, mlaskanie) Daj połowę!
MALARZ  II:     Zjadłeś swoje.
MALARZ  I:      No, zjadłem. Muszę jeść więcej od ciebie. (mlaskanie)
MALARZ  II:     Nie lubię starego chleba…
MALARZ  I:      Arystokrata! (mlaskanie) A co mnie to w końcu obchodzi?... Płacą, to maluję!
MASLARZ  II:   Gdzie oni tak się spieszą? Powiedz. Patrzą na te wymalowane krzyże, wjeżdżają na nie i żaden nawet nie zahamuje, żaden się nie przeżegna!
MALARZ  I:      Spieszą się, spieszą… do piekła!... Knysa, zdejmujemy koszule, bo wyparujemy. Nie bój się, tu nie ma bab.
MALARZ  II:     Co tam…
MALARZ  I:      Przecież wstydzisz się swoich żeber…
MALARZ  II:     E, tam się wstydzę!
MALARZ  I:      Jakiś ty blady.
MALARZ  II:     Mam taką skórę. Nigdy nie mogę się opalić.
MALARZ  I:      Bo łazisz zawsze w koszuli!
(Głos silnika i kaczek.)
MALARZ  II:     Wiozą kaczki.
MALARZ  I:      Przydałaby się jedna. (ziewa) Może się gdzieś rozbiją?... Pośpimy?
MALARZ  II:    Musimy jeszcze zakrzyżować pod Jarońcem… Student na motorze.
MALARZ  I:     Student poczeka!
MALARZ  II:    Jak chcesz, możemy pospać… Uważaj, oset!
MALARZ  I:     To się posuń.
(Głos jadącego motocykla.)
MALARZ  II:    Nie ma się co posuwać… Wstajemy! Szef jedzie.
MALARZ  I:     Niech go szlag trafi!
(Motocykl zatrzymuje się, ale silnik nie gaśnie.)
SZEF:               Skończyliście?
MALARZ  II:   Tak, szefie!
SZEF:              A Jaroniec?
MALARZ  II:   Jeszcze.
SZEF:              To co leżycie?!
MALARZ  I:    Nie leżymy.
SZEF:              Nie jestem ślepy. Widziałem… Pospieszcie się z tym Jarońcem. Rano pod Wróblewem rozbił się marcedes. Przyjedzie po was furgonetka…
MALARZ  II:   Rano?
SZEF:               Rano. A co?
MALARZ  II:    Bo przed chwilą jechał taki jeden, czarny.
SZEF:               Ten się nie rozbił… A więc tak, jak mówiłem!
(Motocykl rusza, głos cichnie.)
MALARZ  I:      A ty czego pogadujesz z tym durniem?!
MALARZ  II:     Myślałem, że ten mercedes się rozbił, cośmy go widzieli…
MALARZ  I:       Ten czy nie ten! Nie wszystko ci jedno?... Furgonetka przyjedzie, niech się wypcha. A z powrotem na piechotę!
MALARZ  II:      Chodźmy, do Jarońca.  Nie ma ratunku.
MALARZ  I:       Bierz wiadro!
(Idą, słychać koniki polne i brzęk pędzli o wiadro, w rytm kroków.)
MALARZ  II:      Czujesz, jaki miękki asfalt?
MALARZ  I:       Miękki, bo gorąco…
MALARZ  II:      Spalę sobie plecy!
MALARZ  I:        To załóż koszulę i daj mi spokój!
(Kroki po asfalcie.)
MALARZ  II:       Rower. Lewą stroną!
MALARZ  I:        Znowu będziemy malować krzyż. Będziemy tak latać z wywieszonymi językami od Jarońca do Wróblewa i malować dla ich przyjemności… Czekaj, ja mu pokażę!
MALARZ  II:       Ma wiatraczek, cholera, na kierownicy.
MALARZ  I:        Figlarz. Ja mu pokażę wiatraczek! Niech sobie zimą jeżdżą lewą stroną. Zimą nie malujemy.
MALARZ  II:       O, zjechał na prawą!
MALARZ  I:        Jaki spryciarz… Zepchnę go do rowu.
MALARZ  II:      Zostaw go.
MALARZ  I:       (głośno) Masz szczęście, głąbie, że jest gorąco i nie chce mi się gonić!
MALARZ  II:      Ale zapycha!
MALARZ  I:       Mogłeś go oblać farbą.
MALARZ  II:      Tak, a potem musiałbym rozrabiać nową!
(Słychać szczekanie psów i porykiwanie krów.)  
MALARZ  I:       Nienawidzę wsi! Powinienem mieszkać w mieście.
MALARZ  II:      Tam dopiero byś się namalował! W takim mieście jest więcej wypadków.
MALARZ  I:       Robiłbym co innego.
MALARZ  II:      Co?
MALARZ  I:       Przez cały dzień bym patrzył na twoją fotografię!
MALARZ  II:      Jestem ciekawy, co byś robił w mieście!
MALARZ  I:       Nie wiem, wszystko jedno.
MALARZ  II:      O, zostałbyś szoferem! Taksówkarzem… Masz u mnie zamówiony krzyż!
MALARZ  I:       Zamknij się wreszcie!... Grubas nie powiedział, gdzie się ten młody rozbił?
MALARZ  II:      Nie. Ale chyba tam… pod znakiem.
MALARZ  I:        Niech będzie tam. Wszystko jedno… Chodźmy.
(Kroki.)
MALARZ  II:      Trzeba zrobić nowy szablon; ten już do niczego.
MALARZ  I:        Jest dobry. Starczy jeszcze na tysiąc mercedesów.
(Zatrzymują się.)
MALARZ  II:       Brzegi nierówne…
MALARZ  I:         Maluj!
(Odgłos malowania.)
MALARZ  II:       Ludzie się schodzą… Założę koszulę…
MALARZ  I:        Gapią się na krzyż, nie na ciebie. Mają dopiero trzy we wiosce, jeszcze nie przywykli… (głośno) Patrzcie ludzie! Tu zginął człowiek. Mówcie to wszystkim kierowcom!... Tylko mi po tym nie deptać. To grzech… I drugi raz nie malujemy!
MALARZ  II:        Buty by se ubrudzili.
MALARZ  I:         Gdzie ma przyjechać ta furgonetka?
MALARZ  II:        Nie mówił!
MALARZ  I:          Jak nie mówił, to podjedzie pod sklep. Napijemy się piwa.
MALARZ  II:         W taki upał? Pewnie wszystko wypili...
MALARZ  I:           Jak nie będzie, to zetrzemy im krzyż!
(Słychać motocykl.)
MALARZ  II:         Zdaje się, że gruby.
MALARZ  I:          No tośmy się napili!
MALARZ  II:          Zauważył nas.
(Motocykl zatrzymuje się.)
SZEF:                     Macie pecha. Furgonetka się popsuła i będziecie musieli iść na piechotę.          
MALARZ  I:           Do Wróblewa?!
SZEF:                     Samochód rozbił się we Wróblewie. Jakby się rozbił we Wronowie, to byście drałowali do Wronowa, a że rozbił się we Wróblewie, do musicie do Wróblewa. Tak? Doszło?
MALARZ  I:           To dziesięć kilometrów stąd. Cholera!
SZEF:                     Nie żadna cholera, tylko zbierajcie manatki i jazda! By was podwiozła furgonetka, ale jak mówiłem, się popsuła. Macie pecha.
(Motocykl odjeżdża.)

MALARZ  I:            Gnojek!... Trzy godziny drogi, w taki upał.
MALARZ  II:          Mógłby nas podwieźć. Obróciłby dwa razy…
MALARZ  I:           Byśmy mu pochlapali tyłek!
MALARZ  II:          Nie ma rady, trzeba iść… Może wrócić…
(Idą, w tle koniki polne.)
MALARZ  I:           Przestań się bać grubasa! Spiorę cię kiedyś, jak będziesz  z nim gaworzył…
MALARZ  II:         No co? Po prostu nie chcę, żeby mnie wyrzucili… Nic nie umiem oprócz malowania białych krzyży… Do miasta nie pojadę na poniewierkę, jak ty…
MALARZ  I:          Niewolnik grubasa!
MALARZ  II:         Ale świnią nie jestem… Byłbym świnią, jakbym latał do niego i skarżył, albo co…
MALARZ I:           Bym cię chyba zabił!
(Słychać trąbienie i przejeżdżający samochód.)
MALARZ  II:         Ciekawe, czy jak nas który przejedzie, to wymalują nam krzyże?
MALARZ  I:          Co mają nie wymalować?
MALARZ  II:         Kto?
MALARZ  I:          Gruby przyjmie nowych! (chichocze)


                                                        KONIEC



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz