wtorek, 29 marca 2016

SNY CODZIENNE (nowe) - 93

TEATR WIELKI ŚWIATA

   Z jakiegoś bezstroskiego leśnego snu, przeniosłem się nagle do Teatru Wielkiego Świata. W odświętnym ubraniu, pod muszką, zasiadałem w honorowej loży pośrodku złotego balkonu i obserwowałem przedstawienie operowe pod tytułem "Słowicze życie", będąc też obserwowanym - nie wiadomo czemu.
   Nagle podszedł do mnie na palcach teatralny portier w mundurze i szepnął do ucha:
   - Chodź pan ze mną!
   Zaprowadził do Gabinetu Dyrektora i zniknął jak duch.
   Dyrektora nie było, ale za wielkim dębowym biurkiem siedziała Główna Księgowa, groźna i niezbyt już młoda. Powiedziała:
   - Proszę przedstawić wszystkie faktury za dobra, które pan zużył od urodzenia do dnia dzisiejszego. Ewentualnie mogą być paragony i bilety. A ma pan bilet na to przedstawienie?...
   Przeszukałem kieszenie. Nie miałem ani skrawka papieru. W życiu nie chowałem faktur, rachunków, paragonów, biletów, dyplomów. Nawet mojego aktu urodzenia nie widziałem na oczy.
   Wszedł dyrektor Teatru Wielkiego Świata, który widocznie podsłuchiwał.
   - To tak?!...
   Za karę skazał mnie na pozostanie w swoim teatrze do końca życia.
   Miałem być pomocnikiem maszynisty od żelaznej kurtyny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz