środa, 23 marca 2011

MYŚLI PO MYŚLACH, CZYLI MOJE PUSTKI


TYMONOWI  WNUKOWI


Pustka, jedna z moich pustek….
   Ale po chwili przestała być pustką, bo zapełniła się mglistym wizerunkiem ogromnego ptaka. Żywego?... Strusia? Wróbla-olbrzyma? Jaskółki-olbrzymki? A może jurajskiego pterodaktyla?... Usiadłem z brzegu, nogi dyndały mi na zewnątrz, niby obojętnie, ale gotowe do ucieczki. Do ucieczki w stronę innej pustki, zupełnie jeszcze pustej pustki. Mam ich bez liku... Strusiowróblojaskółczopterodaktyl popatrzał na mnie jakby obojętnie, ale być może miał na mnie chętkę; przyleciał zapewne z daleka i musiał być głodny, tym głodem stworów przybyłych nie wiadomo skąd i zdążających nie wiadomo dokąd. Siedziałem nieruchomo, gotowy do skoku, ale ptakopodobny też trwał nieruchomo, pośrodku tej pustki, która niedawno była moją i tylko moją. Mościł się! Może nie był głodny? Może przed chwilą upolował w jakiejś obcej mi pustce smakowity obiekt i starczy mu na dłuższy czas. Dłuższy? Jak dłuższy. Czas w pustkach biegnie bardzo nieregularnie i kapryśnie: raz galopuje, jakby chciał dogonić początek, a za chwilę snuje się leniwie zakochany w nudzie… Coś trzeba postanowić, pomyślałem. Zagadałbym do niego, żeby wyczuć jego zamiary, ale w jakim języku? Nie, lepiej będę milczał i siedział nieruchomo. Może pomyśli, że jestem częścią pustki, wystającym elementem konstrukcji, rzeźbą zdobiącą pustkę… Właśnie. A jeśli to tylko wizerunek, jak pomyślałem na początku, a nie żywy, wielki drapieżny ptakopodobny? A nawet jeśli on jest żywy, z krwi, piór i kości, to może jest łagodny i roślinożerny, wcielenie wegetarianina z ulicy Krupniczej, którego spotkałem kilka miesięcy temu w wiosennej pustce? Och, żeby wiedzieć, jaki jest naprawdę… Dotknę go! Tak mimochodem, jakby niechcący, jakbym go niby nie widział… Spróbuję… Nie, boję się. Na pewno mnie dziobnie. A ma dziób na dwa metry. Może zrobić ze mnie masakrę. I dopiero wpadnę w pustkę, tą ostateczną, wielką,  w którą nikt nie chce wierzyć, a która jest! Ja już tam prawie byłem, kiedy spadałem z wysokiej góry i uratowałem się w ostatniej chwili, zawisając na linie ratunkowej mojego przyjaciela… Więc co postanawiasz - spytałem siebie bezgłośnie, żeby ptakopodobny nie poznał moich myśli; a nuż zna mój język mówiony?  Zdrętwiałem. Boże święty! A jeśli taki stwór dziwaczny potrafi czytać cudze myśli? Wszystko możliwe. Nie myśleć! Pustka w pustce! Ale ta pustka nie jest już pustką. Nie da się w niej nie myśleć. Muszę myśleć, chcę czy nie chcę… Co robić? Co tu robić? Pomyślę o fiołkach na łące, przy brzegu strumyka… Tu nie ma żadnej łąki, żadnego strumyka… Trochę wyobraźni, kretynie. Przypomnij sobie, jak wygląda łąka i strumyk i jak wyglądają fiołki… Łąka – pamiętam, strumyk – pamiętam; ale za Boga nie mogę sobie przypomnieć, jak wyglądają fiołki… To niech będą róże! Wiesz, jak wyglądają róże? Wiem. To jazda. Myśl o tym!... Róże na łące?... To są polne róże… Dobrze. Myślę… Widzę łąkę, widzę strumyk, coś się czerwieni; to pewnie te róże polne, łąkowe… O, wzdłuż strumyka idzie dziewczyna. Jest w krótkiej spódniczce, ma długie, piękne nogi. Kurcze, uśmiecha się do mnie… No, no, jesteś już za stary na młode dziewczyny… Ale na takim pustkowiu, gdzie nie ma konkurencji, też?...Też! Zaraz zza drzewa wyjdzie jej chłopak kulturysta i nawali ci po pysku… No, trudno, przestała się do mnie uśmiechać. Zerwała jedną  różę. Oj, chyba się ukłuła. Wyrzuca kwiat do strumyka i idzie dalej, nie patrząc już na mnie… Widzisz!... Ale nie idzie za nią żaden chłopak kulturysta. Nikt za nią nie idzie. Mogę ja iść?... Nie! Pomyśli, że jesteś jakimś zboczeńcem. Przestraszysz biedactwo… No dobrze, siądę sobie na łące i niech kleszcz wpije mi się w skórę. Boże, ale ona miała nogi; takie nogi nie mogą być pod płaskim tyłeczkiem… Ty stary świntuchu!... Zrozum, że ja bez tego nie umiem żyć! Dla mnie zgrabne nogi i okrągłe tyłeczki są najważniejszymi ozdobami świata… Zamknij się! Jeśli ten ptakopodobny potrafi czytać w myślach, to wyjdziemy na ostatnich idiotów… On chyba zasnął? Albo udaje, że śpi. Może udaje, że go w ogóle nie ma. Że jest wypchany?... Poruszył się. Nie obrażaj go, bo cię zadziobie… Jest bardzo ładny. I jest doskonalszy od ludzi. Wykształcił się miliony lat przed człowiekiem. Potrafi latać. Trafia bezbłędnie do swojego gniazda, nawet po ciemku… Tak, jest wspaniały. Spójrz na jego dziób, doskonała broń… A oczy widzą dookoła, a z góry wytropią małą myszkę. Niesamowite. Potrafisz latać?... Leciałem kiedyś samolotem i o mało się nie rozbiliśmy się przy awaryjnym lądowaniu… No, ptaki nie muszą nigdy lądować awaryjnie. Po prosty lecą sobie, lecą i siadają, gdzie chcą. Cud natury! Sama doskonałość… Może on myśli, że to jest jego pustka, a nie twoja? Nie mógłbyś mu ją odstąpić? Pożyczyć? Masz inne, może trochę mniejsze, ale zawsze można je rozszerzyć… No dobrze. Daję mu ją! Za darmo, ofiarowuję. To idę! Do następnej mojej pustki daleka droga, droga przez gąszcz spraw codziennych i odświętnych, przez labirynt ambitnych planów, przez zawiłości społecznego życia, przez wyboje i dołki wykopane przez bliźnich; droga przez góry i doliny wiadomości dobrych i złych…
   Do widzenia, jaskółczy pterodaktylu, rozgość się w mojej pustce. A właściwie, żegnam!...




2                                                               

    Moja pustka ratunkowa…
    Ostatnio mój czas był bardzo wypełniony, a głowa pękała mi od myśli mających przynieść owoce. Pracowałem w pocie czoła, bo każdy człowiek musi zostawić po sobie jakieś ślady, wysuszyć na słońcu trochę cegiełek, z których następni po nim coś tam wybudują… Słowem: byłem twórczy! Może nie byłem za wielkim twórcą, ale przecież piramida Cheopsa też zbudowana jest z maleńkich atomów… Byłem twórczy? Tak mi się przynajmniej wydawało, do momentu, kiedy mój najlepszy przyjaciel, najlepszy i jedyny… zajął moje stanowisko, oskarżając mnie o plagiaty, napuścił na mnie moich licznych wrogów, którzy zniszczyli mnie materialnie i duchowo, a na końcu zabrał mi moją ukochaną do szaleństwa towarzyszkę życia… I siedząc pośrodku mojej ratunkowej pustki pocieszam się myślą wielkiego Leonardo da Vinci: „Będąc sam – należysz tylko do siebie!”…
    Ale czy można być samemu? I nie należeć do innych, tak aby oni należeli do nas?






3

   Pustka!
   Malutka, prawie kieszonkowa. Mam ją pod ręką, kiedy jestem zmęczony szczęśliwym dniem, niebywałym powodzeniem, uśmiechającymi się jakoś za bardzo bliźnimi, wygraną rozgrywką z wrogiem; kiedy jestem zmęczony harmonijnym i udanym związkiem miłosnym, zmęczony naturalną rozkoszą, która wypełnia całkowicie i do szczętu (JOGURT NATURALNY – NATURALNA ROZKOSZ!).Bo tak naprawdę człowiek hołubiony przez szczęśliwy los, bez przerwy pieszczony przez niego, nawet bez cienia porażki – jest jak dziecko chowane pod kloszem, w sterylnym oddechu szczęścia, dobra i  słodyczy… Wiem coś o tym, bo przeżywałem okresy niebywałego szczęścia, powodzenia i dotykaniem samych wspaniałych ludzi. Nagle BUM i ogromne zdziwienie, że mam na głowie wylany kubeł zimnej wody dziwnie pachnącej. Ani się pokazać wspaniałym ludziom, ani się kochać, a nawet uśmiechać przyjaźnie. Musisz mieć – człowieku – trochę czasu, aby się otrząsnąć, wymyć głowę pachnącym szamponem, no i aby przemyśleć nową nieprzyjemną sytuację…
   I do tego właśnie potrzebna mi jest moja malutka, prawie kieszonkowa pustka!




4                                                                  

     Ta z kolei jest na bardzo wysokiej górze. Żeby się do niej dostać, trzeba się porządnie powspinać, nachodzić, napocić. Odwiedzam ją co roku, na jedną chwilę – w noc sylwestrową, kwadrans po północy (kiedy złożę już niezbędne życzenia pomyślności dla bliskich i dalekich). I schodzę  zaraz na dół do Nowego Roku, aby się nie obraził… Ale ta jedna chwila w chwilowej pustce, na wysokiej górze, wystarczy, aby błyskawicznie zobaczyć cały poprzedni rok – jak przed sekundą śmierci i podziękować CZASOWI, że mnie przeniósł szczęśliwie przez te dni i aby złożyć pod dużym kamieniem ubiegłoroczne rachunki sumienia, zalakowane w niebieskiej kopercie…






5

   Mimo że to moja pustka, może mieć ją każdy. Jest wszędzie, wśród tłumów i na pustkowiu, w zatłoczonym tramwaju i na porannej plaży, w pracy i w kościele. Wystarczy tylko ją zobaczyć. Nie jest to łatwe, bo jest prawie niewidoczna. Żeby przekroczyć jej granicę, trzeba wziąć głęboki oddech zdziwienia i niepewności: ISTNIEJEMY? Naprawdę jesteśmy na świecie? Jakim cudem? Stworzeni przez Boga, zesłani przez kosmitów? Po co? I dlaczego właśnie my? I dlaczego tak krótko?... Sens życia zderza się z bezsensem przemijania. A to, że jesteśmy śladami cudzych istnień, wcale nas nie pociesza; tak jak nie pociesza nas to, że sami zostawimy po sobie jakieś tam ślady, że sami damy Ziemi nasze dzieci, a one swoje dzieci… Nasz czas tak szybko biegnie, zwłaszcza wtedy, kiedy jest nam dobrze, galopuje, kiedy jest nam rozkosznie… Dzieciństwo, młodość – tak szybko, tak szybko, zbliża się dojrzałość – trzeba budować dom, sadzić drzewo, spłodzić syna, zostać dyrektorem, wylądować na Księżycu. Już starość? Bezsens! Tyle mamy jeszcze do zrobienia, a już trzeba odchodzić? Nie, to niemożliwe. Nasi koledzy z klasy odchodzą, ale my jeszcze nie mamy łysiny, brzuszka i młode dziewczyny spozierają na nasze sukcesy. Ile nam jeszcze zostało? Nasz dziadek dożył stu lat. Boże, ale do stu lat zostało nam tylko…
   Jeśli przekroczycie prawie niewidoczną granicę mojej pustki dla wszystkich, nie szukajcie mnie. Już tam byłem. I w najbliższym czasie tam się nie wybieram!




6                                                                    

   Pustka?...
   Tej nigdy nie ma, kiedy jej potrzebuję! Ostatnio występuje epidemia narad, zebrań, konferencji, spotkań dużych i kameralnych, towarzyskich nasiadówek, wieców, manifestacji i świeckich nabożeństw. Muszę w tym uczestniczyć, ponieważ trzeba iść z wszystkimi, razem, aby mnie widzieli ludzie, od których zależy moje powodzenie i sukces życiowy… Ale zwykle po pięciu minutach głowa mi pęka od gęgania o słuszności i marzę: niech oni się zamkną, niech znikną, niech wyparują jak woda deszczowa z plaży. I nie zamykają się, nie znikają, nie wyparowywują jak woda. Plaża daleko, pusta plaża nie wiadomo gdzie!



7

   Pustka. Dwuosobowa…
   Co jakiś czas, co trzy, cztery lata, powiedzmy, zapraszam do niej osobę, która mnie olśniła jak błyskawica swoim kształtem, nieraz błyskotliwym intelektem. Poszukiwania są bardzo wyczerpujące, ale na świecie jest tyle olśniewających kształtów, tyle błyskotliwych intelektów, że co jakiś czas spotykam je i tak długo patrzę, gadam i przekonuję o swojej wyjątkowości, że wzbudzam w nich zainteresowanie moją skromną osobą… Nasz pobyt w mojej dwuosobowej pustce zwykle nie trwa długo, ponieważ dwuosobowa pustka nie jest za wygodna i zbytnio atrakcyjna. Ma jeden telewizor, którego nie można przerąbać na pół, jest jedna książka, którą może czytać tylko jedna osoba, a bliskość twarz w twarz obnaża wszelkie braki partnera. Ale dwuosobowa pustka wymaga zawsze drugiej osoby, więc jestem zawsze na permanentnym polowaniu na wyjątkowość.




8                                                                      

   Pustka, ale nie całkiem…
   Jest to dziwna pustka. Pustka, która udaje pustkę. Kiedy do niej nieraz wchodzę, jest cicho i spokojnie. Siadam, zaczynam odpoczywać od codziennego hałasu i zgiełku, nagle słyszę jakąś przejmującą muzykę, a wraz z nią napływają do mnie myśli tak gęste, tak intensywne, że wypełniają całkowicie mój mózg. Czuję to, jakby wlewała się wulkaniczna lawa. Wtedy widzę ludzki świat ostro, wyraźnie – jak nigdy na zewnątrz tej pustki; kolorowy kalejdoskop: zło obok dobroci, mądrość obok głupoty, piękno obok brzydoty; nagle wszystko się miesza, pęcznieje i poprzez akordy niesamowitej muzyki słyszę potworny chichot kogoś, kogo nie widać… Uciekam z tej niby pustki, a echo śmiechu tego, kogo nie ma, biegnie za mną jakiś czas, aż cichnie tonąc w hałasie codziennego, siermiężnego życia.






9

    Pustka w głowie…
   Jeśli mam pustkę w głowie, nie szukam już innej, tylko kładę się w moim hamaku na balkonie i jeśli są,  patrzę na gwiazdy, jeśli ich nie ma, patrzę na mój pępek…




10                                                                    

   Pewnego dnia siedzę sobie w którejś z pustek, a tu słyszę wyraźne pukanie… Puk, puk, puk… Dziwne – myślę. Przecież pustka nie ma drzwi. Może ktoś puka pod pustką, może w pustce jest za głośna, może słychać moje zmęczone myśli – myślę gorączkowo. Byłem pewny, że nikt nie wie, że tu jestem… Znowu: puk, puk, puk… Tak, wyraźnie ktoś puka w dno pustki. Przestraszyłem się nie na żarty… Odezwać się? Spytać, kto to?... Przeczekam… Puk, puk, puk!... Ale natręt. Nie da żyć… Pytam: kto tam?... Twoja świadomość istnienia, głupku – usłyszałem przytłumiony głos. – Wracaj natychmiast na Ziemię, włamali się do twojego domu i ukradli ci srebrny świecznik, który dostałeś od ojca… A miałem go właśnie sprzedać i jechać na wycieczkę do Indii!




11

   Pustka leśna…
   To nadzwyczajna pustka, a właściwie żadna tam pustka. Tylko ludziom się wydaje, że pusto tam, bo nie ma ludzi (poza dniami, kiedy jest wysyp grzybiarzy – bezkarnych rabusiów)… Las właściwie nie ma granic, może w każdej chwili zająć cały ląd kuli ziemskiej, no, poza bezwodnymi pustyniami (którymi się zaraz zajmiemy); wystarczy tylko, żeby ludzie się trochę zagapili, albo pozabijali w masowych zawsze słusznych wojnach… Kiedy wchodzę do lasu, zdaję sobie sprawę, że nawet nie jestem tam gościem; jestem intruzem, który nie zauważa rozdeptanej przez siebie mrówki. Drzewa szumią: o, znowu przykuśtykało to dwunożne zwierzę, hałaśliwe i wyrywające grzyby, łamiące gałęzie i uprawiające na naszych oczach seks; bęcwały, myślą, że ich nie widzimy i nie czujemy – śmierdzące góry mięsa…  Mrówki w ogóle nas ignorują; najwyżej ugryzą nas, kiedy siądziemy niebacznie na mrowisku. Piękne sarny zmykają na widok naszej brzydoty, a dziki przeganiają, kiedy spojrzymy na ich prążkowane dzieci. Muchomory sromotnikowe poudają jadalne grzyby, w zemście za rzeź borowików, sucha gałąź wyrżnie nas w głowę za zbieranie drewna na ognisko. Właśnie! Ludzie rozpalają bezmyślnie ogniska i rzucają niedopałki papierosów. Wiadomo, co z tego wybucha… Ale las jest niezniszczalny. Gdy go spalimy, odrośnie nowy, zdrowszy, piękniejszy… To tylko kwestia czasu. A las ma go dużo. Miliony, a nawet miliardy lat.




12                                                                   

   Pustka pustyni bezwodnej…
   Okropna. Gorąca, nie do życia. Co prawda jest niewyobrażalnie piękna, ale to piękno mogą podziwiać tylko skorpiony, skarabeusze i z rzadka wielbłądy z Beduinami, którzy zapewne nie widzą żadnego piękna. Piaszczysta pustynia. Raz tylko mi się śniła  i wystarczy… Śniło mi się, że spotkałem na pustyni człowieka, który podzielił się ze mną ostatnią kroplą wody, a potem mnie zabił, bo mu nie podziękowałem…




13

    Pustka końca świata…
   Czeka na nas tam gdzieś… Koniec świata może nastąpić z różnych powodów. Albo ludzie wyzwolą energię, którą wykradną przyrodzie i spustoszą kulę ziemską; albo bakterie z wirusami zniszczą wszystko oprócz siebie; albo woda zaleje wszystkie lądy i całe życie schowa się pod falami; albo ogromny meteoryt rozłupie naszą Ziemię jak orzech; albo Słońce zachoruje z braku energii i zgaśnie… To wystarczy. Pustka absolutna jest niewyobrażalna, tak jak niewyobrażalny jest absolut. Więc lepiej udawajmy, że nigdy jej nie będzie… Chociaż, tak prawdę mówiąc, bez przerwy obserwujemy końce światów…
    Świat jest jeden, ale ich tyle na świecie, Boże mój! 



14                                                                    

   Moja pustka ulubiona…
   Odwiedzam ją zawsze w moje urodziny, dwudziestego piątego maja… Maj – najpiękniejszy miesiąc, według urodzonych w maju. Wtedy wszystko się odradza, wszystko kwitnie; słońce świeci wysoko, nawet ludzie uśmiechają się częściej i bez powodów. Trudno jest znaleźć trochę pustego miejsca, bo wszyscy wychodzą na spacery… Więc chowam się w moim domu, siadam przy biurku, wyjmuję z prawej szafki pół litra czyściutkiej wódki i wypijam ją powoli, myśląc o wszystkim, pod koniec butelki – o niczym…




15                                                                  

   Pustka polityczna…
   Marzę o niej, zwłaszcza przed jakimiś wyborami, gdzie trzeba wybierać jakieś mniejsze zło; bo przecież wiadomo, że żaden mądry i rozsądny człowiek nie poświęci się dla polityki. Więc tacy różni przebierają się za świętych Mikołajów, obiecują bazie wierzbowe na gruszkach, gruszki w spirytusie, podwyżki pensji, obniżki cen, przedszkola dla starców, domy starców dla przedszkolaków, muzykę dla muzyków, darmowe płótno dla plastyków, stalówki dla pisarzy, stopnie dla harcerzy i wojskowych, brak przestępczości dla policjantów, brak policjantów dla złodziei, młodość dla wszystkich kobiet, powodzenie u kobiet dla mężczyzn, dwumiesięczny rok szkolny dla uczniów, czteromiesięczne wakacje dla nauczycieli… i tak dalej i temu podobne!... A ci święci Mikołajowie marzą tylko o władzy, która jest dla nich jak piękna kobieta. Taka kobieta – myślą – może wszystko: dać, odebrać, przyjąć, zwolnić, nawet uwięzić, no i może zarobić nieograniczoną ilość pieniędzy. Och, żeby pewnego razu ci wszyscy mikołajowi politycy wyjechali na zawsze do swojej Laponii, żeby zostawili nas samym sobie, żebyśmy nie musieli ich wybierać nawet do rad ulicy, żeby pozwolili nam nie zapalać papierosa w dozwolonych miejscach, chodzić nago po swoim domu, a ubranym na plaży, zarabiać na czarno i na różowo, a nawet tym co potrafią, ukraść Księżyc… Ale to niemożliwe. Bo kto uchwali Pustkę Polityczną?




16                                                                  

   Pustka jednosekundowa…
   Jest zalecana dla wszystkowiedzących mędrców, którzy nieustannie dziwią się, że ludzie nie wiedzą tego, co wiedzą oni. Taka jednosekundowa przerwa w ciągu absolutnego zrozumienia, wyprowadza, co prawda z równowagi, ale uczy – przynajmniej na tę sekundę – pokory. Taka sekunda może być otchłanią tajemnicy nie do zgłębienia. Taka jednosekundowa pustka jest muśnięciem przez Pana Boga…
   Sekunda jest jak wieczność. Trudno ją zatrzymać i w niej zostać.




17                                                                 

    Pustka atomowa…
   Tak prawdę mówiąc, jesteśmy zbudowani z pustki. Powie nam to każdy fizyk ze szkoły podstawowej; złudzenie pełności daje nam energia życia, jaką otrzymujemy od Słońca, a Słońce nie wiadomo od kogo… Atomy, z których zbudowane jest nasze ciało, przywędrowało z Kosmosu – zbiorowiska miliardów pustek…
   - To wszystko złudzenie, mój drogi – powiedział do mnie nad ranem mój anioł stróż i pofrunął do Nieba po następne instrukcje…




18                                                                 

    Pustka twórcza…
   Mózg zmęczony i wyczyszczony. To znaczy zmęczony czyszczeniem i wysyłaniem myśli na zewnątrz. Ale kołacze się jakiś niepokój, czy to, co zostało wczoraj stworzone, ma jakąś wartość, wysoką jakość, czy dotrze do ludzi, na których mi zależy. Na których ludziach mi zależy? No, na takich, co zmęczą swój mózg, odczytując moje myśli o ambicjach artystycznych…
   Boże, jakie to banalne. Kończę już, przecież jestem utopiony w pustce twórczej.


19                                                                 

   Pustka ideowa…
   Wyłania się wtedy, kiedy człowiek – który nigdy nie chce stać z boku – odrzuca dwudziestą piątą ideę, czy ideologię. A odrzuca, bo mu znowu nie odpowiada, nie pasuje do jego aktualnego spojrzenia na świat… Jak tu wyłowić tę swoją ideę, skoro człowiek codziennie bombardowany jest tysiącami słów, które coś niosą, coś głoszą, coś nakazują, coś zakazują, coś świętują, coś deprecjonują, coś każą kochać, coś każą nienawidzić… I wydaje się, że ogłaszane jest to wszystko przez autorytety, o odpowiednim stażu, wykształceniu i wyglądzie… Ja, na przykład, właśnie w tej chwili odpoczywam w zupełnej pustce ideowej, ale głowa już tasuje zasłyszane niedawno ideologiczne wiadomości. Bo przecież za chwilę będę musiał coś wybrać. Człowiek nie może być bezideowy!




20                                                               

   Pustka emocjonalna…
   Właśnie dobrnąłem tam, po ciężkich emocjach związanych z życiem uczuciowym. Emocjonowałem się tak intensywnie, że jestem teraz wypalony, jak letni las iglasty; zwłaszcza, że jako prawdziwy mężczyzna, nie mogłem tego zgasić łzami. Teraz jestem spokojny, nawet trzeźwo analizuję mój niedawno zaistniały stan, wysnuwam wnioski na przyszłość; jestem zimny jak głaz i nieczuły jak grzbiet słonia. Ale przecież wiem, że za chwilę COŚ mnie porwie, zafascynuje, zachwyci, obezwładni uczuciowo i emocje  rozkosznie pobiegną po grzbiecie do mózgu, który już na to czeka.




21                                                                

    Pustka cmentarna…
   Jakie smutne są wieczorne cmentarze w dwadzieścia dni po Wszystkich Świętych. Nie ma żywej duszy, a zwiędłe chryzantemy, sine z zimna, marzą o śmietniku. Przemyka tylko Święty Nepomucen i odrywając od pracy gipsowego anioła, idzie z nim na piwo do pobliskiej gwarnej knajpki, aby wypić zdrowie najbliższego przyszłego nieboszczyka, na którego czeka już pusty grób…
22

   Pustka pękniętego bębna…
   Odkryłem ją pewnego dnia, dosyć dawno temu, kiedy uczyłem się w szkole muzycznej gry na perkusji… Wybijany rytm – byłem przekonany – jest modlitwą do CZASU; więc uderzając godzinami w bęben, uczestniczyłem w oszałamiającej liturgii, gdzie zmysł słuchu brał w posiadanie całe ciało. Rytm poganiał obieg krwi, wprawiał mózg w narkotyczny trans, uprawiał seks z sekundami, z ułamkami sekund… Tak to wtedy czułem, naprawdę… Aż pewnego dnia uderzyłem w bęben za mocno i pękła ośla skóra, a mnie wyrosły ośle uszy. Czar prysł, serce zatrzymało się na chwilę i znormalniało, narkotyk wyparował. Ujrzałem pustkę pękniętego bębna… Za karę musiałem zapłacić za naprawę perkusji. Zapisałem się do klasy skrzypiec, na krótko. Nauczyciel bił mnie smyczkiem po palcach, gdy fałszowałem, bo tak podobno był karany wielki Paganini. Pomyślałem, że w historii wiolinistyki nie może być dwóch Paganinich. Zrezygnowałem z muzyki i zapisałem się do młodzieżowej drużyny piłki nożnej… Ale i tam, podczas krótkiej kariery, spowodowałem pęknięcie trzech skórzanych piłek, o których pustkach nie będę już pisał.




 23                                                             

   Pustka pudełka od damskich butów…
   Nie znam. Znam trochę pustkę pudełek od męskich butów, ale nie za bardzo, bo wyrzucam pudełka zaraz po kupnie butów.




24  

   Pustka magazynu Złotej Rybki…
   Sprawdzałem. Pustka zupełna! Dlatego postanowiłem nie grać już nigdy w żadne gry losowe, liczbowe i karciane; nie chodzić do domów gry nawet, żeby popatrzeć, jak przegrywają inni… Uczę się powoli i z trudem, że wszystkiego nie można mieć. Na razie przed snem zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jestem właścicielem porsche albo jaguara, pałacyku z wysokim ogrodzeniem i z basenem o podgrzewanej wodzie, motorowego jachtu z sześcioma topmodelkami oraz stale rosnącego konta w banku szwajcarskim…
   Nie wiem, czy dodatkowe pół etatu pozwoli mi na kupno nowej lodówki; starą zabrała moja kobieta, odchodząc ode mnie. Była spod znaku Ryby, notabene…




25                                                              

   Pustka zera…
   Pozorna. Środek jest niby pusty, ale zero ma siłę i władzę na miarę kosmosu. Sama jedynka nic nie znaczy (tak jak nie znaczy nic jeden człowiek na pustyni z jednym ziarenkiem piasku). A wystarczy dodać do niej jedno zero, dwa zera, trzy zera, cztery zera, pięć zer. Sześć zer to milion! A jedynka z dziewięcioma zerami, to miliard: 1000000000! A kosmos to: 10000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000!
   Przynajmniej jakaś jego część!




26                                                                   

   Pustka Wszechświata…
   Pustka dla nas tak niepojętna, że aby dotrzeć do niej nie wolno się budzić ze snu. Nawet nie wiemy, czy naprawdę istnieje, chociaż mędrcy twierdzą, że zrodziła się z pustki NICOŚCI, ale kto zrodził pustkę Nicości?... Pan Bóg, durniu – zezłościł się moim myśleniem mój ksiądz proboszcz i skreślił mnie z listy do Nieba!...  
    Wszechświat dał nam to, czego sam nie ma: dół, górę, prawą i lewą stronę. Po to, abyśmy się łudzili.




27                                                                 

   Pustka Nicości…
   Pustka naprawdę absolutna. My, którzy żyjemy, wyrwaliśmy się z nieistnienia, wygraliśmy na wielkiej loterii kilka chwil, rok, dwadzieścia, pięćdziesiąt, siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, a wyjątkowo nawet sto lat… Ale ponieważ – jak twierdzą mędrcy – pustka Nicości zrodziła pustkę Wszechświata, miejmy nadzieję, że tam właśnie wylądujemy po czasie, jakie nam dano na podziwianie gwiazd i zbieranie przedmiotów dla naszych spadkobierców…
   A kolejka nieistniejących już czeka, tłocząc się w nieskończonej pustce. Może nawet nie zaczętej? Kto to wie?




28                                                                  

   Pustka pierwszego dnia życia...
    Kto pamięta swój pierwszy dzień? Nikt! Nawet we śnie. Jest taki pusty, ciemny, pełny niezrozumiałych hałasów, który zapewne chcemy zagłuszyć naszym pierwszym krzykiem… Zaczynamy istnienie w pustce i niezrozumieniu zupełnym, chociaż już mamy przygotowane wszystkie zmysły do odbioru świata. Już za kilka dni, tygodni zaczniemy go poznawać. Poznawać? Jak można poznać obiektywny świat za pomocą instrumentów, które potrafią tylko rejestrować subiektywnie…
   - Więc świat poza nami nie istnieje ? – zapytamy zdziwieni pewnego dnia swojego anioła.
    – Nie – odpowie anioł – tak jak nie istnieję ja!...



29                                                                  

    Pustka głodu…
   Jest tak rozległa i dokuczliwa, tak agresywna i zaborcza, że zniewala wszystkie nasze zmysły, wszystkie myśli, każdy milimetr ciała. Oczywiście mówimy tu o prawdziwym GŁODZIE, a nie o takim, kiedy spóźnimy się na obiad; głodzie, kiedy obiektem pożądania staje się nasz własny palec lub dżdżownica!
    To przyroda wymyśliła, że wszystko na świecie jest, w jakimś sensie,     żywnością; zaczynając od bakterii, kończąc… nie wiadomo na kim.
   Taki głód śnił mi się tylko raz!




30                                                                 

   Pustka bogactwa…
   Jest pełna dóbr wszelakich, wykwintnych domów, samochodów, dywanów, dzieł sztuki i złotych bibelotów, pięknych kobiet i mężczyzn, łóżek z baldachimem i kochanek różnych orientacji, jachtów, samolotów i komputerów najnowszej generacji; pełna strachu przed utraceniem tego wszystkiego, ogrodzona płotem z elektronicznym systemem alarmowym, z armią dobrze płatnych ochroniarzy, pełna podejrzliwości i fałszywych uśmiechów…
    Przychodzi oczywiście taki dzień, kiedy musimy odejść w PUSTKĘ NICOŚCI (patrz!) i pustka bogactwa pęka, rozsypując wszelakie dobra po nie naszym już świecie… Pustka biedy jest przynajmniej mniej zagracona!




31

    Pustka oka cyklonu…
   Taki pozorny spokój; za chwilę  może być porwany w oszalały wir, który potraf pourywać głowy  nawet z najwspanialszymi myślami świata… Zawsze staram się trzymać środka takiego OKA i nie zbliżać się nigdy do jego brzegów. Na razie mi się to udaje, chociaż kilka razy straciłem czapkę.



32                                                                   

    Pustka Siódmego Nieba i Siódmego Piekła...
   Oczywiście nie byłem jeszcze ani w Niebie, ani w Piekle. Chociaż wydawało mi się raz, że jestem w Siódmym Niebie podczas kulminacji mojej pierwszej miłości. Potem co prawda, kiedy mnie porzucono,  spadłam na dno studni rozpaczy, ale szybko się z niej wydostałem, poznając wspaniałą blondynkę o niewyobrażalnie długich nogach… Mój ukochany anioł, który mnie niekiedy odwiedza we śnie, zapewniał mnie, że w Siódmym Niebie siedzi może ze sto osób i to jeszcze ze średniowiecza; dowiedział się też przypadkiem od znajomego diabełka, że Siódme Piekło jest PUSTE, zupełnie puste. Do niedawna siedział tam jakiś okrutny Hun, ale go przeniesiono do Szóstego Piekła za dobre sprawowanie się i za prace społeczne na rzecz całości…




 33                                                                 

   PUSTKA…
   Wieś w Polsce, w województwie kieleckim, w powiecie włoszczowskim; liczba mieszkańców: 378; hodowla bydła, trzody chlewnej i strusi; cztery gospodarstwa agroturystyczne; sklep spożywczy; kaplica czynna w niedziele i święta; kuźnia…




34                                                                 

   Pustka niewiedzy…
   A właściwie otchłań. Malutka okruszynka wiedzy o świecie gubi się w niewymiernej pustce niewiedzy. Wydaje nam się niekiedy, że ta okruszynka powiększa się, pęcznieje od wiadomości, a nawet jest wielka jak nasza kula ziemska, ale potem, kiedy pomyślimy o ogromie tajemnicy Kosmosu, przenika nasz dreszcz, a zwątpienie namawia nas na wielkie wagary. Bo właściwie po co to wszystko, skoro dowiemy się tylko, że nic nie wiemy, a to co niby wiemy, jutro stanie się już nieaktualne, zmiażdżone przez jakiegoś laureata nagrody Nobla, który – na przykład – odkrył nieistniejącą dotąd falę, którą można złapać tylko za pomocą mrówczej intuicji…
   Ja staram się nie przesadzać z uczeniem, odkładam wiedzę w podręcznym magazynku na codzienny użytek; w razie czego zawsze mówię, że WIEM!




35                                                                              

    Pustka czystej kartki…
   Jest niekiedy niebezpieczna, kiedy złożymy na dole po prawej stronie swój podpis IN BLANCO, a ktoś obcy dopisze nad nim takie rzeczy, że potem przez całe życie musimy odkręcać, tłumaczyć się z niewinności, a nawet zmieniać swoje imię i nazwisko.
   Nigdy nie podpisujcie się na czystej kartce!




 36                                                                

   Pustka opuszczonego gniazda…
   Obserwuję takie gniazdo z mojego balkonu. Nie wiem, co stało się z jego mieszkańcami. Nie zauważyłem nawet, kiedy odlecieli ostatni raz. To jedna ze smutniejszych dla mnie pustek, chociaż nie potrafię wytłumaczyć dlaczego.




37                                                                  

    Pustka głębin morskich…
   Największa głębia jest na Pacyfiku, w Rowie Mariańskim: 11034 metrów. To puste, ciemne, ponure cmentarzysko, gdzie królują bakterie, przerabiające opadające organiczne szczątki na związki prostsze, nieorganiczne. Człowiek i tam oczywiście dotarł i czym prędzej uciekł,   wracając do słońca, powietrza i zapachów. A przecież życie na Ziemi zaczęło się w wodzie i bez wody długo byśmy nie pożyli… WODA! Marzymy o nieśmiertelności, a przecież nieśmiertelność wody, z której składamy się w 85 procentach, jest tak oczywista, że nawet nie pomyślimy o tym w modlitwie…
   Ja   jestem pewny, że moja jedna kropla wody, która jest właśnie we mnie, była już w Rowie Mariańskim na Pacyfiku!




 38                                                                 

   Pustka mojego cienia…
   Mój cień jest tak samo uzależniony ode mnie, jak od światła. Często nawet nie wiem, że mi towarzyszy, zwłaszcza, kiedy chowa się we mnie, ale – na przykład – na słonecznej plaży potrafi bezczelnie dotykać obce kobiety i muszę za nas przepraszać. Jest płaski, bezbarwny i karykaturalny; nic nie mówi, ale wiem, że często kpi ze mnie; nawet za karę nie mogę go przydeptać. Jest połączony ze mną nogami i muszę go wlec ze sobą; chociaż jest pusty i  nic nie waży, nieraz czuję jego ciężar. Tylko w dniach zupełnej samotności i chandry przydaje się, często jest jedynym ratunkiem. Nawet nie muszę do niego mówić; wystarczy jak na niego spojrzę: JEST. JESTEM. ŻYJĘ. BĘDZIE DOBRZE… I nieraz, w chwilach tkliwości głaszczę go i życzę, aby był zawsze dłuższy, bardziej wyraźny oraz zawsze łączył się tylko z przyjaznymi cieniami. A potem biorę go do kina, kupując dla niego bilet.



39                                                                   

  Pustka na widowni…
   Kiedyś śniło mi się, że jestem wielkim aktorem, stoję na scenie bez dekoracji i wygłaszam niekończący się monolog Szekspira. Widownia pełna ludzi! Spuściłem na chwilę od niej oczy, aby sprawdzić, czy w budce mój sufler czuwa; kiedy podniosłem, widownia była pusta. W piątym rzędzie, z boku, siedział tylko jeden człowiek. To byłem ja!








40                                                                   

   Pustka nonsensu…
   Nonsens, czyli bezsens jest przeciwieństwem sensu, który trzyma nas przy życiu i nie pozwala z byle powodu się wieszać… Jest pewna różnica między nonsensem a bezsensem; nonsens to: stek bzdur, absurd, niedorzeczność, głupstwo; bezsens – stan, kiedy nie widzimy sensu i jesteśmy w dołku. Ale jedno i drugie jest beznadziejnie puste, jak mój pęknięty bęben (patrz). A SENS? Proszę bardzo: jest wypełniony po brzegi nadziejami, planami, pewnością siebie…
   Ja co jakiś czas łapię RYTM SENSU i modlę się, żeby nie przyspieszał!




41                                                                 
 
   Pustka środka nocy…
   Zawsze budzę się w środku nocy i szybko staram się ją zapełnić kolorowymi snami o wczesnej młodości, kiedy goniłem za długonogimi dziewczynami, udając, że gonię motyle…




 42                                                                 

   Pustka duchowa…
   Jest wtedy, kiedy MATERIA zaćmi nam DUCHA i nawet nie wiemy o czym w ogóle mowa… - Jaki duch? Kto go widział? Ciemnota jakaś!... Ale mój opiekun duchowy twierdzi (chociaż nie zawsze można mu wierzyć, bo zupełnie oderwany jest od wszystkiego), że PUSTKA DUCHOWA to nieskończony obszar gdzieś tam, a może zupełnie blisko, gdzie nieskończona gromada DUSZ obija się o siebie, czekając na zaistnienie w tymczasowych materialnych powłokach…






 43                                                                

   Pustka harmonii…
   Ale pod ciśnieniem tworzy ŁAD!...
    (- Co ty pleciesz? – nie rozumiał podpity harmonista grający na wiejskim weselu „sto lat”.)




44

    Pustka intelektualna...
   Siada znudzona  na ławce w parku, wyjmuje zza pazuchy tanie wino i nie częstując nikogo, wypija prawie całe. Potem wypełnia się lekkim snem w przekonaniu, że świat jest mądrzejszy od jego sensu…
    Ta pustka nachodzi mnie, co jakiś czas, aby usłyszeć ode mnie, że nią pogardzam!




45                                                                    

    Pustka sławy odchodzącej…
   Z początku nawet jest dosyć pełna, ale w miarę upływu czasu, ulatuje gdzieś w powietrze, rozpływa się w zapomnieniu. Nieraz można zakurzoną sławę spotkać w zamkniętej bibliotece, albo w zamykanym właśnie muzeum; nikt jej już nie zazdrości, nie oczernia ani nie wychwala. Wyparta przez inne sławy, znika pewnego dnia ostatecznie, oddana na makulaturę…




 46                                                                  

   Pustka pustego śmiechu…
   Kiedy ogarnia mnie pusty śmiech, czym prędzej biegnę do Wesołego Miasteczka, aby w gabinecie krzywych luster wypełnić go PRAWDĄ O SOBIE!

 47                                                                  

   Pustka drogi donikąd…
   Wszyscy chcą gdzieś dojść, dojechać, dotrzeć, osiągnąć jakiś cel, znaleźć się w jakimś miejscu, aby tam kimś być i aby dalej znowu iść, wyżej, dalej, dalej… A ja idę sobie pustą drogą donikąd, nie szturchany, nie popychany przez nikogo, nie poganiany; idę sobie z moich jamnikiem długowłosym i posikujemy sobie co jakiś czas!




48

   Pustka grudniowych drzew…
   Grudniowe drzewa są smutne. Tak jak ja. Musimy przeczekać do wiosny… Może nas do wiosny nie zetną, może nas wichura nie powali…




49

   Pustka samotności niechcianej…
   Do samotności trzeba dojrzeć. Wtedy wypełni się kojącą ciszą, która odgrodzi nas od stada gęgających ludzi, przekonanych, że są nam niezbędni i że my jesteśmy niezbędni im. Dopiero wtedy – być może – będziemy mieli możliwość użycia prawdziwej wolności…
   Niedawno wydało mi się, że słyszę tę ciszę, ale za głośno usłyszałem siebie i czym prędzej pobiegłem do ludzi, aby im o tym poopowiadać!




50

    Wreszcie, pustka Księżyca…
   Pustka nad pustkami. Uwielbiam patrzeć na naszego satelitę w pełni i tęsknię za nim, kiedy jest w nowiu. Jest taki niewyobrażalnie samotny wśród migotliwych widm gwiazd, których dawno nie ma, a nowych jeszcze nie widać… Pewnego dnia  wylądował na nim człowiek i zobaczył stamtąd naszą niebieską Ziemię, też wydającą się pustą i martwą. A w tamtym momencie gdzieś na jakimś ziemskim wzgórzu wył do Księżyca samotny wilk.
    Ale co wyjący wilk może wiedzieć o samotności Księżyca?




P.S.                                                                      

   Przeciwieństwem PUSTKI jest PEŁNIA. Zwłaszcza, kiedy wytnie się otwór w kartce i obserwuje przez nią pełnię Księżyca w bezchmurną letnią noc.




 
                                                                                                        VII – VIII 2009 r.



                                                                                                        




                                                             



                                          




                                                               


   




                                                               








                                                    


 



 

                                                        


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz