Zasnął dopiero nad ranem i znowu przyśnił mu się listonosz. Tym razem był przebrany za Świętego Mikołaja. Uśmiechnął się do niego za sztucznymi wąsami i powiedział:
- Przeżegnaj się, panie Dębski, to dam ci paczkę zawiniętą w złoty papier.
- Nie umiem. Od trzydziestu siedmiu lat nie byłem w kościele...
- Bardzo niedobrze, bardzo... No, trudno. Ale bądź grzeczny!...
- Będę, słowo honoru, jak Boga Kocham!...
Listonosz podał mu złotą paczkę i chciał wyjść, ale Dębski go zatrzymał, stając w drzwiach.
- A powiedz mi, dlaczego jesteś bez aniołka? Co to za Święty Mikołaj bez aniołka?
- Bo widzisz pan, wstyd mówić. Rano jakiś idiota najechał na nas i aniołek w drobny mak, bo był z gipsu...
- Rozumiem. To straszne, jak ta hołota jeździ! - oburzył się Dębski.
- Bardziej straszne, niż ci się wydaje... To lecę! - powiedział listonosz, któremu nagle wyrosły skrzydła i wyleciał przez okno, w rzęsisty deszcz.
Dębski siadł na mokrej podłodze i gorączowo rozpakował paczkę. W pudle były stare klisze fotograficzne i list. A w nim dużymi literami, wyciętymi z gazet, było napisane: DOSTANIESZ MILION ZA TRZYDZIEŚCI DNI, WIESZ ZA CO!...
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz