PIRAT
Gdzieś w środku snu, z łagodnego, zabieganego mieszczucha, stałem się piratem, prawdziwym - z czarną chustką na głowie i z kordelasem przy boku.
Byłem hersztem strasznej, hałaśliwej bandy, która w każdej chwili mogła mi wbić noże w plecy, bo wszyscy chcieli być kapitanami. Nawet kilku najbardziej zbuntowanych musiałem powiesić na rei.
Płynęliśmy po Morzu Karaibskim, szukając tłustych hiszpańskich żaglowców, pełnych złota, srebra i diamentów, ale horyzont był pusty. Wściekła załoga groźnie pomrukiwała. Już miałem być wrzucony do wody na pożarcie rekinom, kiedy nagle wróciłem do swojego bezpiecznego domu.
Zadzwonił telefon. Jakiś minister zakomunikował mi, że za swoje wybitne zasługi zostałem mianowany naczelnym dyrektorem Teatru Wielkiego i że zaraz przybędzie do mnie delegacja solistów, chóru, baletu i zespołu technicznego z serdecznymi gratulacjami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz