PRZEDSZKOLE
Koszmar.
Znowu byłem w przedszkolu, z tymi samymi dziećmi, co kiedyś, wrzeszczącymi i szczypiącymi mnie w tyłek. Jeszcze do tego wróciło to ohydne jedzenie, z codziennym szpinakiem i zupą mleczną, z tranem na deser (ta sama łyżka dla wszystkich).
Najgorsze były comiesięczne przedstawienia, gdzie przebierano mnie za pszczółkę, wróbla czy wiewiórkę, podczas których musiałem wygłaszać jakieś głupoty, jąkając się.
A na przedszkolnym podwórku - wojny, podchody, wybory i bezpardonowa walka o najładniejszą dziewczynkę oraz pani Regina w koku, która na nas krzyczała i kazała bawić się w: gąski do domu, króla Lula, entliczek pentliczek, niedźwiedzia co śpi i budujemy mosty dla pana starosty.
Pamiętam. Potem machała zrezygnowana ręką i czytała w kącie książkę, zapewne o miłości - o miłości, z której potem biorą się dzieci i to wszystko wkoło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz