ŻÓŁW UF
Podczas jakiegoś odpoczynku (odpoczywać w podróży też trzeba) słoń Jakdłoń spotkał na zielonym wzgórzu zółwia Ufa, który podążał odebrać ważną nagrodę, jaką mu przyznano kilka lat temu w stolicy pewnej leśnej krainy. Była to dosyć odległa kraina i Uf mozolnie wędrował w jej stronę już pięćset osiemdziesiąt cztery dni, dwie godziny i pięćdziesiąt minut.
- Hej, hej! - ucieszył się żółw, gdy zobaczył słonika. - Miło mi cię widzieć.
- Dzień dobry! Gdzie podążasz ze swoim domem? - spytał uprzejmie Jakdłoń.
- Och, dosyć daleko - odrzekł Uf. - Już tak długo wędruję, że zapomniałem, jak się ta kraina nazywa. Chyba Kraina Zielonego Pojęcia, albo podobnie. Rozdają tam nagrody. Ja dostałem ŚWIATOWĄ NAGRODĘ WOLNOŚCI. Właśnie idę po nią. Uffff! - sapnął.
- Gratuluję - powiedział słonik.
- Dziekuję. Muszę już iść. Miło było cię spotkać - pożegnał się zółw.
- Czekaj! Możemy cię podwieźć. Tam na górze czeka na mnie chmurka Pędzipiórka. Na pewno zmieścisz się na jej pokładzie. Nie jesteś za duży - zaproponował Jakdłoń.
- Nie, dziękuję bardzo. Postanowiłem dotrzeć tam na piechotę, jako wolny żółw...
I żółw Uf ruszył dalej - powoli, ale uparcie i rytmicznie, licząc po cichu: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, aż zniknął wśród paproci...
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz