środa, 30 października 2019

CIEŃ NIEBA -112


TRAWA

Mój Drogi Aniele!
   Jak zapewne wiesz, jestem jednym z nielicznych członków społeczeństwa, który czuje autentyczny ból, kiedy koszą trawę.
   Właśnie jeszcze wczoraj z przyjemnością oglądałem piękny, bujny trawnik przed moim dziesięciopiętrowym domem z betonu: kwitnący – jakby w pośpiechu, falujący ciekawymi życia roślinami, urozmaicony polnymi kwiatami zasianymi przez wiatr, wśród których królował pogardzany przez ludzi słoneczny mlecz. A w środku tej orgii życia cztery soczyste liście maleńkiego kasztanowca, który wyrósł od ubiegłej jesieni. To ja go zasadziłem, nie mając nawet cienia nadziei, że wyrośnie. A jednak wyrósł. Byłoby z niego piękne drzewo, gdyby… No, właśnie!
   Dzisiaj rano obudził mnie hałas spalinowych kosiarek. Służby osiedlowe, z ochraniaczami na uszach, zaczęły zbiorową egzekucję, zostawiając po sobie łysą równiuteńką zieleń.
   To tak, jakby co roku wyrąbywano młody, bujny las. Och, ten kult pozornej równości, pozornego porządku i uładzenia…
   A trawnik przed moim betonowym domem i tak znowu wyrośnie do jesieni – na pół metra. Niezniszczalny w swojej, walczącej ze sobą, różnorodności!

Twój na zawsze
Michał syn Edwarda



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz