niedziela, 22 lipca 2018

"INDIOMY" - ODC. 41 (Z KSIĄŻKI)


41

   Szedłem zakurzonymi ulicami mojego miasta.
   W tym hałaśliwym kalejdoskopie było mi jakoś mniej samotnie.
   Mijałem śpieszących się ludzi, niektóre twarze były mi znajome.
   - Michała nikt nie mógł zabić - pomyślałem nagle, kiedy mijałem człowieka, który kiedyś chodził zawsze z wilczurem. – To indiomowa mistyfikacja. Michał Szyma żyje we mnie. Pamiętam całe jego życie, prawie dzień po dniu. Dzieciństwo, samolot wystrugany przez ojca, żurek matki, tran w przedszkolu, dwóje w szkole i wagary, pierwszą miłość, pierwszy wiersz, bałaganiarskie studia, pierwszą wydaną książkę…
   Zamyśliłem się, o mało nie wlazłem na latarnię. Jakaś dziewczyna, podobna trochę do Joli, roześmiała się przyjaźnie.
   - Niech pan uważa - powiedziała i poszła dalej, nie oglądając się.
   Nagle przedarła się myśl, którą chowałem jak najgłębiej.
   - Przecież jestem Indiomem! Rany boskie! Z ciałem jakiegoś Marka, który wlazł w pamięć Michała…
   Zatrzymałem się. Patrzyłem na pędzące gdzieś auta.
   - Co byłoby, gdybym się tam rzucił? Zabiłbym dwóch facetów naraz…
   W szybie jakiegoś luksusowego samochodu, który właśnie skręcał, zobaczyłem swoją twarz. Roześmianą.
   - To tylko odbicie…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz