niedziela, 15 lipca 2018

"INDIOMY" - ODC. 34 (Z KSIĄŻKI)


34

   Zagrał telefon!
   - Kto to?...
   Odebrałem.
   - Halo! Marek!...
   Poznałem głos Joli. Nie odzywałem się.
   - Jesteś tam?...
   - No, jestem. Słucham - powiedziałem obojętnym głosem, tak mi się przynajmniej wydawało.
   - Muszę się z tobą spotkać...
   - Nie!...
   - Na chwilę…
   - Nie!...
   - Potrzebuję twojej pomocy. Jestem pod ścianą!...
   - O!...
   - Mogę wpaść do ciebie?...
   - No, dobrze. Na krótkie wyjaśnienie. Nie mam za dużo czasu…
   - Jestem w pobliżu. Zaraz będę…
   Po pięciu minutach zadzwoniła trzy razy.
  Stała w drzwiach zmieszana, usiłując się uśmiechnąć.
   - Wchodź - powiedziałem łagodniej.
   Źle wyglądała, nawet nie była umalowana.
   - Dzięki, że się zgodziłeś. Jestem w sytuacji bez wyjścia...
   Usiadła ciężko w fotelu.
   - Co się dzieje?...
   - Uwierz, szczegółów nie mogę ci powiedzieć… Marek, musisz mnie uratować, w imię naszej dawnej przyjaźni…
   - Przyjaźni?...
   - To miłości. Naprawdę cię kochałam do szaleństwa…
   - Przestań. Mów o co chodzi…
   Jola nabrała powietrza.
   - Potrzebuję do jutra czterdzieści tysięcy…
   Spuściła oczy.
   - Ha! A skąd wiesz, że tyle mam?...
   - Przecież wiesz, że ja wiem…
   - O!...
   - Marek! Naprawdę potrzebuję! Nie przyszłabym do ciebie po tym wszystkim, gdybym już nie miała gdzie…
   - A ten twój nowy staruszek nie ma forsy?...
   - Przestań. To palant!... Przegoniłam…
   Roześmiałem się głośno.
   - Nie śmiej się. Wiem, że jestem wariatka… Już się nie wyleczę… To co? Marek!
   - Nie ma sprawy. Czterdzieści tysięcy to dla mnie drobnostka. Sama wiesz…
   - Boże, jesteś kochany...
   - Nie przesadzaj… Z której chcesz szuflady. Z lewej czy prawej?...
   - Nie żartuj… Mogę się odwrócić…
   - Nie musisz…
   Otworzyłem mój sezam i wyjąłem dwie paczki.
  - Jest więcej. Reszty nie trzeba… Właśnie miałem porozdawać biednym sierotom i bezdomnym…
   Jola szybkim ruchem schowała banknoty do torebki. Wstała.
   - Będę ci wdzięczna do końca życia…
   - Mojego czy twojego?...
   - Nie żartuj. Jesteś wspaniałym facetem…
   Stała blisko mnie, trochę odprężona.
   - Chcesz? - spytała nieśmiało i musnęła moją pierś.
   - Nie chcę..
   - Marek…
   - Idź już. Miałaś tylko na chwilę…
   - Trudno…
   - Trudno. Nie mam głowy na figielki…
   - Masz problemy?...
   Spojrzałem jej w oczy. Grała? Co wiedziała o Marku?
   - Takie małe, egzystencjalne, jak to w życiu…
   - Marek, jakbyś miał ochotę, zadzwoń. Mój numer masz w telefonie…
   Odprowadziłem ją do drzwi.
   - Nie pocałujesz mnie, jak zawsze? - uśmiechnęła się.
   - Zawsze mija za szybko. Pa! Trzymaj się…
   Zanim zamknąłem drzwi za Jolą, zobaczyłem panią Genowefę, patrzącą na nas bez uśmiechu. Stała nieruchomo z laską przeze mnie naprawioną…











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz