34
Zagrał telefon!
- Kto to?...
Odebrałem.
- Halo! Marek!...
Poznałem głos Joli. Nie odzywałem się.
- Jesteś tam?...
- No, jestem. Słucham - powiedziałem
obojętnym głosem, tak mi się przynajmniej wydawało.
- Muszę się z tobą spotkać...
- Nie!...
- Na chwilę…
- Nie!...
- Potrzebuję twojej pomocy. Jestem pod
ścianą!...
- O!...
- Mogę wpaść do ciebie?...
- No, dobrze. Na krótkie wyjaśnienie. Nie mam
za dużo czasu…
- Jestem w pobliżu. Zaraz będę…
Po pięciu minutach zadzwoniła trzy razy.
Stała w drzwiach zmieszana, usiłując się
uśmiechnąć.
- Wchodź - powiedziałem łagodniej.
Źle wyglądała, nawet nie była umalowana.
- Dzięki, że się zgodziłeś. Jestem w
sytuacji bez wyjścia...
Usiadła ciężko w fotelu.
- Co się dzieje?...
- Uwierz, szczegółów nie mogę ci powiedzieć…
Marek, musisz mnie uratować, w imię naszej dawnej przyjaźni…
- Przyjaźni?...
- To miłości. Naprawdę cię kochałam do
szaleństwa…
- Przestań. Mów o co chodzi…
Jola nabrała powietrza.
- Potrzebuję do jutra czterdzieści tysięcy…
Spuściła oczy.
- Ha! A skąd wiesz, że tyle mam?...
- Przecież wiesz, że ja wiem…
- O!...
- Marek! Naprawdę potrzebuję! Nie
przyszłabym do ciebie po tym wszystkim, gdybym już nie miała gdzie…
- A ten twój nowy staruszek nie ma forsy?...
- Przestań. To palant!... Przegoniłam…
Roześmiałem się głośno.
- Nie śmiej się. Wiem, że jestem wariatka…
Już się nie wyleczę… To co? Marek!
- Nie ma sprawy. Czterdzieści tysięcy to dla
mnie drobnostka. Sama wiesz…
- Boże, jesteś kochany...
- Nie przesadzaj… Z której chcesz szuflady.
Z lewej czy prawej?...
- Nie żartuj… Mogę się odwrócić…
- Nie musisz…
Otworzyłem mój sezam i wyjąłem dwie paczki.
- Jest więcej. Reszty nie trzeba… Właśnie
miałem porozdawać biednym sierotom i bezdomnym…
Jola szybkim ruchem schowała banknoty do
torebki. Wstała.
- Będę ci wdzięczna do końca życia…
- Mojego czy twojego?...
- Nie żartuj. Jesteś wspaniałym facetem…
Stała blisko mnie, trochę odprężona.
- Chcesz? - spytała nieśmiało i musnęła moją
pierś.
- Nie chcę..
- Marek…
- Idź już. Miałaś tylko na chwilę…
- Trudno…
- Trudno. Nie mam głowy na figielki…
- Masz problemy?...
Spojrzałem jej w oczy. Grała? Co wiedziała o
Marku?
- Takie małe, egzystencjalne, jak to w
życiu…
- Marek, jakbyś miał ochotę, zadzwoń. Mój
numer masz w telefonie…
Odprowadziłem ją do drzwi.
- Nie pocałujesz mnie, jak zawsze? -
uśmiechnęła się.
- Zawsze mija za szybko. Pa! Trzymaj się…
Zanim zamknąłem drzwi za Jolą, zobaczyłem
panią Genowefę, patrzącą na nas bez uśmiechu. Stała nieruchomo z laską przeze
mnie naprawioną…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz