19
Numer 145.
Stałem pod
eklektycznym domem, z dużymi oknami, z aniołkami na gzymsach.
- Ładny
nawet…
Brama nie miała domofonu. Była zamknięta.
- Jak ja
tam wejdę?...
W kieszeni
dżinsów wyczułem klucze. Kilka na kółku.
- O
wszystkim pomyślały, diabły cholerne…
Największy
pasował do bramy.
-
Mieszkanie dwanaście… Które to może być piętro? Trzecie, czwarte?...
Była
zabytkowa winda, ale wolałem iść po schodach.
- Młody i
długonogi gówniarz…
Dwunastka
była na trzecim piętrze. Poszukałem mniejszego klucza. Pasował. Otworzyłem
bezszelestnie drzwi do mojego nowego domu.
Z
naprzeciwka wyjrzała uśmiechnięta siwa staruszka.
- O, pan
Marek! Dawno pana nie widziałam. Dzień dobry! - powiedziała. - Nie miał mi kto
robić zakupów…
- Byłem w
podróży - mruknąłem. - Już jestem…
- Jutro
rano dam panu listę, co pan mi kupi. Tak jak zawsze…
-
Oczywiście. Proszę tylko zapukać…
-
Zadzwonię… Cieszę się bardzo, że znowu pana widzę, panie Marku. Przypomniałam
sobie, jak skończyła się ta moja przygoda na Orlej Perci. Opowiem panu…
- Tak,
bardzo lubię słuchać pani historyjek… Na razie. Do widzenia. Muszę odpocząć…
- Niech pan
odpoczywa. Zadzwonię jutro rano o dziewiątej…
- Proszę
bardzo…
- Jejku,
panie Marku! Pan bez tego uroczego wąsika? Dopiero teraz zauważyłam…
-
Zgoliłem!...
- Szkoda.
Bardzo go lubiłam… A pan z podróży bez
bagażu?...
Sąsiadka
zaczynała być denerwująca.
-
Zostawiłem u kolegi…
- Aha… To
do zobaczenia…
- Do
zobaczenia…
Staruszka
zniknęła. Miałem spocone czoło.
- Ufff!...
Pchnąłem
drzwi. Byłem u siebie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz