Tańczyliśmy długo, bardzo długo. Tak mi się przynajmniej wydawało. A może za krótko, bo kiedy nagle zamilkła muzyka w pół taktu, zakląłem pod nosem. Jola tańczyła jeszcze bez muzyki, ale w końcu znieruchomiała, jak piękna lalka, której wyczerpał się mechanizm.
- KONIEC BALU! - rozległ się mechaniczny głos. - Zapraszamy na następny, który odbędzie się niebawem!
- Niebawem! Dobra, dobra. Sralu gadalu - powiedziała Jola, dysząc jeszcze. - No, nic, Michałku, nie będziemy przecież tańczyć bez muzyki.
Podszedł do nas rozbawiony Paweł. Poprzebierani ludzie powoli rozchodzili się z niezadowolonymi minami, ale nikt nie protestował. Zostaliśmy sami na parkiecie.
- Fajnie było - powiedział Paweł.
- Ale się zbyło - zaśmiała się Jola.
- Proszę opuścić parkiet. Koniec balu! - usłyszeli mechaniczy głos.
- Już idziemy! - krzyknął Paweł, nie wiadomo do kogo.
Zeszliśmy.
- Zaprosiłbym was na drinka do siebie, ale nie mam drinków i nie mam siebie - zażartowałem.
- My tu nie pijemy, może jeszcze nie wiesz - powiedziała smutno Jola...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz