czwartek, 18 grudnia 2014

SNY NIEDOBUDZONE (60)

   Po długiej i raczej nudnej, dyskusji z moim przyjacielem o istocie CZASU, śniło mi się, że płynę samotnie na składanym kajaku po rwącej rzece. Pomagałem jej, wiosłując ochoczo, kiedy nagle usłyszałem szum, potem ciągły grzmot i z przerażeniem ujrzałem, że zbliżam się do śmiercionośnego wodospadu, potężnego jak Niagara.
   W panice zacząłem wiosłować do tyłu, wytężając wszystkie siły i powoli zneutralizowałem wartki bieg rzeki. Stałem w miejscu, ale czułem, że długo tak nie wytrzymam. Ręce mi mdlały.
   Na wysokim, skalistym i niedostępnym brzegu kątem oka dostrzegłem przyjaciela. Machał do mnie ręką.
   - A nie mówiłem? Istniejesz tylko w czasie teraźniejszym. Wiosłuj, wiosłuj. Niagara daleko! - krzyczał.
   A więc wiosłowałem, ale - na Boga - nie pamiętam, jak długo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz