Był mglisty dzień. Podczas spaceru na dzika Absura spadła lawina słów, nie wiadmo gdzie nagromadzonych. Przygniotła go prawie doszczętnie; wystawała mu tylko głowa zupełnie pozbawiona myśli - tak że nawet nie mógł zawołać: RATUNKU!
Na całe szczęście był to tylko koszmarny sen, który został przegoniony terkotem budzika.
- Uff! - odetchnął Absur. - Jak to dobrze, że go nastawiłem...
A nastawił go, żeby nie spóźnić się na spotkanie z sówką o nazwisku Mrówka, której dawno nie widział.
- Żeby tylko ona nie zasypała mnie tysiącem słów, muszę przygotować sobie swoje - pomyślał pod prysznicem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz