MIJUŚ
Zupełnie
znienacka dzik Absur dotarł do wielkiego miasta. Tak wielkiego, że od samego
patrzenia, zaczęła go boleć głowa, która chcąc nie chcąc podnosiła się do góry,
aby zobaczyć ostatnie piętra drapaczy chmur.
- Boże
święty, Boże święty - szeptał Absur. - Co oni robią, gdy popsuje się widna? U
nas psuła się co tydzień.
Potrącany
przed śpieszących się gdzieś przechodniów, którzy nie zwracali na niego uwagi,
ustawił głowę na swoje miejsce.
Spojrzał
jednak w dół, bo coś otarło mu się o nogę.
Był to kot,
zalękniony i zagubiony w wielkim mieście, bardziej niż on. Wziął go na ręce i
poczuł jego maleńkie ciepło.
Przytuleni
poszli dalej, nie patrząc na zagonionych ludzi.
- Och, jak
brakowało mi przytulania! - powiedział dzik Absur do czarnobiałej kulki. - Od
dzisiaj nazywasz się Mijuś. Może być?
Kotek
zgodził się miauknięciem i znalazł sobie miejsce w jego prawej kieszeni.
Szli tak
długo, aż zostawili upiorne miasto za plecami…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz