37
Siedziałem w fotelu, ze stukartkowym
zeszytem i długopisem. Myślałem o dwóch światach: Michała i Marka. Tamten długi
i pamiętliwy oraz nowy tajemniczy i niejasny jak początek Wszechświata.
- Próbuję to pospisywać, ale jak można taką
bajkę opowiedzieć wiarygodnie. I do kogo to jest adresowane? Co mnie czeka
dalej? Mam niby trzydzieści trzy lata, a jestem zmęczony jak starzec…
Siedemdziesiąt trzy lata dodać trzydzieści trzy. Razem sto sześć lat.
Rozśmiałem się!
- Jestem tu czy tam? W jakim czasie?
Przeszłym, teraźniejszym czy przyszłym. Kiedy ktoś tu przyjdzie i mi wyjaśni?
Może nie ma takiego w tym indiomowym wszechświecie? Może oni też nic nie
wiedzą?... Och, jak chciałbym zasypiać jak dawniej, z kolorowymi snami nie do
opowiedzenia… A mnie teraz nic się nie śni… Pustka. Budzę się i jestem w tym
koszmarnym normalnym śnie niby z mojego świata, a przecież nie z mojego…
Senna bezsenność! A może ja
zwariowałem?...
Zadzwonił telefon. Jola!
- Tak, słucham!...
- Kochany Marku, chciałam ci jeszcze raz
podziękować za pomoc. Uratowałeś mnie…
- Możesz mi powiedzieć, o co chodziło?...
- Teraz nie mogę. Może ci kiedyś powiem… Marek,
nie chciałbyś? No, wiesz……
- Nie!...
- W porządku. Nie będę naciskać… Ale mogę
kiedyś znowu zadzwonić?...
- Dzwoń. Ale nie w nocy…
- Będę dzwoniła rano…
Zaśmiała się nieśmiało.
- Może spotkamy się w siłowni…
- W jakiej słowni?...
- W naszej…
- Może…
- Pa, Marku!...
- Pa, Jolu…
Wyłączyła się.
- Boże święty, ja chodzę do siłowni. Nie do
biblioteki?…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz