25
Leżeliśmy wyczerpani po sam sufit!
Jola zwinęła się w kłębek. Dopalałem
papierosa.
- Dawno nie byłeś taki dobry…
- Bo dawno tego nie robiłem - miałem
powiedzieć, ale ugryzłem się w język.
Zadzwonił telefon. Nie mój, jej.
- Cholera jasna, ki diabeł…
Zwlokła się z tapczanu, wyjęła komórkę ze
spodni.
- Tak… Nie… Wiem… Tak… Uspokój się… No,
dobrze. Mówię, dobrze!...
Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Zaczęła
się ubierać.
- Co się dzieje? - spytałem zdezorientowany.
Jola milczała chwilę. Już była w spodniach i
obcisłej bluzce.
- Muszę ci coś powiedzieć. Wiem, że się
wściekniesz, ale nie ma rady. Masz prawo…
- Nie kręć, mów!...
Wstałem i też się ubrałem. Jola mnie
obserwowała ze sztucznym uśmiechem.
- Mam innego faceta. No, zakochałam się. Tak
to bywa. On wie o tobie…
Zakląłem.
- Taka jestem. Łatwo się zakochuję. Za długo
cię nie było. Nie uwierzysz, ale będzie mi ciebie brakowało. Naprawdę jesteś
niezły…
Podszedłem do okna, spojrzałem na obcą
ulicę.
- Zjeżdżaj stąd - powiedziałem cicho, bez
złości.
- Błagam, nie wściekaj się. Możemy się
spotykać, co jakiś czas, jak chcesz…
- Idź!...
- No, dobrze, idę… Zadzwonię…
Usłyszałem, jak wyszła. Nie odwróciłem się…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz