Nagle usłyszeliśmy kroki, z daleka. Jola zesztywniała, stała się czujna, jak łania przygotowana na atak wilków. Odetchnęła.
- Paweł, nareszcie...
Szedł, machając do nas, ubrany w dżinsy i kraciastą koszulę. Zupełnie odmieniony.
- Hej, hej! Jak wam się powodzi? - powiedział beztroskim tonem.
- Powodzi jak podczas największej powodzi - odparła Jola. - Nudzimy się nieprawdopodobnie. - Załatwiłeś nam, czy załatwiłeś nas?
- Wszystko w najlepszym porządku. Zdobyłem znaczki neutralności i bezpieczeństwa. Nie musicie ich nosić na wierzchu, ale miejcie zawsze przy sobie. Gdy was ktoś zaczepi, pokażcie. Reakcja gwarantowana. - Dał nam po małym metalowym znaczku z motywam księżyca.
- Za jaką cenę to zdobyłeś? - spytała nieufnie Jola. - Coś mamy za to robić dla nich?
- Nic. Absolutnie nic - zapewnił Paweł.
- To się okaże. Oni nic nie dają dla samego dania. - Jola oglądała znaczek z umiarowaną ciekawością. - Nie za brzydki. Ciekawe, gdzie go będę nosić.
- Znajdziesz jakieś miejsce. Ja go mam pod koszulą. - Paweł pokazał.
- To ja też tak - powiedziałem i przypiąłem znaczek wewnątrz kurtki.
- Sprytnie. He, he, to ja pod suknią. - Jola była już rozbawiona po dawnemu. - To gdzie idziemy teraz, szefie? Co proponujesz?
- Może odwiedzimy poziom sportowy?...
- O, nie! - Jola skrzywiła się.
- Pokażemy Michałowi...
- No, dobrze - zgodziła się Jola. - Ale nie będę podnosiła żadnych ciężarów. Nie mam zdrowia. Tu zdrowie niepotrzebne...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz