42
Zupełnie nieoczekiwanie spotkałem w parku
Jolę.
- Wiedziałam, że cię tu spotkam -
powiedziała.
Nie patrzyła mi w oczy.
- Znowu potrzebujesz czegoś ode mnie?...
- Marek!...
- Mam na imię Michał - wyrwało mi się
bezwiednie.
- Jak? Michał?...
Jola się roześmiała.
- Od siedemdziesięciu trzech lat…
- Co ty opowiadasz? A dlaczego nie od stu
trzech?…
- Nie. Tylko od siedemdziesięciu trzech.
Przecież wiesz o tym wszystkim…
- O jakim wszystkim?...
- Nie jesteś Indiomem?...
- Kim?...
- Indiomem ze świata snów…
Jola rozejrzała się. Była przestraszona.
- Leczysz się?...
- Leczę się codziennie...
Nie siadała.
- Skąd wiedziałaś, że mam kupę pieniędzy?...
- Jak to skąd? Powiedziałeś mi…
- Co ci powiedziałem?...
- Że wygrałeś największą kulminację w totka.
I że nie musisz już nic robić do końca życia…
Jola usiadła na końcu ławki.
- Ha, niech będzie, że wygrałem!...
- A co? Obrabowałeś bank?...
- No dobra, nie jesteś Indiomem…
- Jutro idziemy do lekarza! - powiedziała
stanowczo.
- Nie pójdziemy, jeśli nie powiesz mi, po co
ci były te czterdzieści tysięcy…
- Wstyd mi. Powiem. Nie płaciłam czynszu.
Chcieli mnie wyrzucić z domu. Tylko tyle i aż tyle… Idziemy do lekarza!...
- Niestety, nie pójdziemy…
-
Obiecałeś, jak ci powiem…
- Indiomy nie muszą być słowne… Jolu,
żartowałem… Przecież ty najlepiej wiesz, że nie mogę mieć siedemdziesięciu
trzech lat…
- Idiota! Zdenerwowałeś mnie, nawet nie
wiesz jak bardzo…
Walnęła mnie z całej siły w plecy.
- Za karę pójdziesz ze mną do łóżka!...
- No, naprawdę, straszna kara…
Poszliśmy. Jola co jakiś czas podskakiwała z
radości jak nastolatka…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz