36
Nic mnie nie cieszyło.
Szedłem przez moje miasto bez celu, z
myślami skierowanymi do środka.
Było po deszczu, omijałem kałuże, w
niektórych przyglądałem się obcemu facetowi. Jeszcze się do niego nie
przyzwyczaiłem.
Jakaś kobieta w średnim wieku przyglądała mi
się z uśmiechem, ale dla większości ludzi byłem obojętnym obiektem, jak
latarnia miejska.
- Może udają, że mnie nie widzą… Ciekawe,
kto z nich jest Indiomem?...
Niespodziewanie stanąłem przed tyle razy
odwiedzaną księgarnią FENIKS, własnością pana Jana. Wahałem się.
- Wejść?... I tak mnie nie pozna przecież…
Na wystawie nie było moich książek.
Wszedłem…
Pusto. Pan Jan podszedł do mnie.
- Czym mogę służyć? - spytał ze znanym mi
uśmiechem.
- Dostanę książki Michała Szymy?...
- Przykro mi bardzo. Wszystkie wykupione.
Przez tydzień były kolejki, zamawiałem w hurtowni, aż do wyczerpania - odparł
smutno pan Jan. - Straszne nieszczęście - westchnął. - Pana Szymę znałem dobrze.
Przychodził tu prawie codziennie. Wspaniały, mądry człowiek…
- Tak, słyszałem - bąknąłem.
- Wszyscy słyszeli. Do tej pory nie
znaleziono zabójcy i motywów… Pan Michał nie miał wrogów. Wszyscy go lubili…
Straszne nieszczęście…
- Tak, straszne…
- Niech pan zajrzy za miesiąc. Słyszałem, że
mają wznowić najważniejsze tytuły… Proszę się rozejrzeć, może pan wybierze
sobie coś innego… Dzisiaj posucha z klientami… Przyjdzie mi zamknąć interes.
Znowu podnieśli mi czynsz…
- Rozejrzę się…
Wybrałem kilka najdroższych książek.
- O, świetne pozycje - ucieszył się pan Jan.
- Ale u mnie nie ma złych książek.
Zapłaciłem.
- Do widzenia. Wrócę tu na pewno…
- Zapraszam, zapraszam!...
Uśmiech pana Jana nie zniknął aż do mojego
wyjścia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz