środa, 4 lipca 2018

"INDIOMY" - ODC. 22 (Z KSIĄŻKI)


 
22

   Przez tę pierwszą noc spałem w fotelu, obok którego stała pusta już butelka po brandy. Obudził mnie intensywny dzwonek. Z trudem wstałem.
   - Kto tam?! - krzyknąłem w stronę drzwi, zaspany i lekko skacowany.
   - Jak to kto? Ja, Genowefa z naprzeciwka. Dziewiąta godzina! - usłyszałem.
   - Cholera jasna - mruknąłem. - Już otwieram - powiedziałem głośno.
   Sąsiadka trzymała w ręku kartkę.
   - Dzień dobry! Wszystko wypisałam wyraźnie, żeby pan Marek nie zapomniał…
   Chciała wejść do przedpokoju.
   - Przepraszam, że panią nie wpuszczam dalej, ale u mnie straszny bałagan…
   Zagrodziłem jej drogę, odbierając kartkę.
   - A gdzież to panna Jola. By panu pomogła w sprzątaniu. Och, wy, mężczyźni, bałaganiarze - zaśmiała się sztucznie.
   - Kto?! - spytałem mimo woli.
   - No, pańska narzeczona. Piękna kobieta. Zawsze chciałam mieć takie nogi - znowu się zaśmiała. - Chyba pan jej nie zmienił na inną, panie Marku?
   - Nie. Jeszcze nie… Wyjechała do rodziny. Wróci niedługo - powiedziałem, nie patrząc w oczy pani Genowefy.
   - Rany boskie - pomyślałem. - No to będzie taniec…
   - To idę, panie Mareczku. Jak pan zrobi zakupy, proszę zadzwonić trzy razy. Nie wpuszczam obcych. Założy pan pieniądze? Oddam panu potem…
   - Oczywiście, jak zwykle. Do widzenia…
   - Do widzenia! Miłego dnia…
   - Dla pani też…
   - Dziękuję…
   Zamknąłem drzwi i odetchnąłem głęboko…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz