22
Przez tę
pierwszą noc spałem w fotelu, obok którego stała pusta już butelka po brandy.
Obudził mnie intensywny dzwonek. Z trudem wstałem.
- Kto tam?!
- krzyknąłem w stronę drzwi, zaspany i lekko skacowany.
- Jak to
kto? Ja, Genowefa z naprzeciwka. Dziewiąta godzina! - usłyszałem.
- Cholera
jasna - mruknąłem. - Już otwieram - powiedziałem głośno.
Sąsiadka
trzymała w ręku kartkę.
- Dzień
dobry! Wszystko wypisałam wyraźnie, żeby pan Marek nie zapomniał…
Chciała
wejść do przedpokoju.
-
Przepraszam, że panią nie wpuszczam dalej, ale u mnie straszny bałagan…
Zagrodziłem
jej drogę, odbierając kartkę.
- A gdzież
to panna Jola. By panu pomogła w sprzątaniu. Och, wy, mężczyźni, bałaganiarze -
zaśmiała się sztucznie.
- Kto?! -
spytałem mimo woli.
- No,
pańska narzeczona. Piękna kobieta. Zawsze chciałam mieć takie nogi - znowu się
zaśmiała. - Chyba pan jej nie zmienił na inną, panie Marku?
- Nie.
Jeszcze nie… Wyjechała do rodziny. Wróci niedługo - powiedziałem, nie patrząc w
oczy pani Genowefy.
- Rany
boskie - pomyślałem. - No to będzie taniec…
- To idę,
panie Mareczku. Jak pan zrobi zakupy, proszę zadzwonić trzy razy. Nie wpuszczam
obcych. Założy pan pieniądze? Oddam panu potem…
-
Oczywiście, jak zwykle. Do widzenia…
- Do
widzenia! Miłego dnia…
- Dla pani
też…
- Dziękuję…
Zamknąłem
drzwi i odetchnąłem głęboko…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz