Wyszliśmy z magazynu z plastikowymi torbami. Jola miała najmniejszą.
Rozległ się znowu gong i głos oznajmił:
- Koniec wybierania! Do następnego wybierania!
Ludzie, którzy nie zdążyli wybrać kostiumów, wychodzili rozczarowani, ale posłusznie.
- Mieliśmy szczęście - powiedziała Jola. - Dobrze, że miałam cynk od ciebie, Pawełku. Stanęłam wcześniej i zajęłam wam kolejkę.
- Drobiazg! - Paweł machnął ręką. - Nie takie rzeczy się wie.
- To kiedy jest ten bal? - spytałem.
- Tego niestety jeszcze nie wiadomo. Powiedzą. Na pewno niedługo, bo go dawno nie było - odparł Paweł. - Gdy się dowiem, to wam powiem.
- Przynajmniej trochę rozrywki. Tańce i swawole, obudzone mole! - Zaśmiała się Jola i walnęła mnie w plecy, aż zabolało.
- Co mam zrobić w tym białym garniturem do czasu balu? Przecież nie będę chodził w bieli - zastanawiałem się.
- Zostaw pod jakąś ławkę. Tu nic nie ginie - powiedział Paweł. - Wybierz sobie jakąś. Jest ich bez liku, starcza dla wszystkich.
- Dobry pomysł...
- Ja mam kilkanaście. - Jola wymachiwała torbą z kostiumem odaliski. Widocznie się nudziła. - Spadam, chłopaki.
- Już? - Byłem rozczarowany.
- Spotkamy się jeszcze nie raz w tym grajdole. NOSTRA, PANA POSTA!
I już jej nie było.
- Fantastyczna sztuka. Idealna - szepnął Paweł.
- Fantastyczna - przyznałem...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz