środa, 22 czerwca 2016

LISTY - odc. 4


   Dębski był zawodowym fotografem; niezłym zresztą, po kilku wystawach krajowych i jednej zagranicznej.
   Bez parasola - bo go niedawno zgubił - poszedł w deszczu do pracy, klnąc. Spóźnił się dwadzieścia minut. Wściekły na cały świat, zamknął z hałasem drzwi.
   - Czemu pan tak trzaskasz? - oburzył się właściciel zakładu "Foto-Zieliński". - Nie dosyć, że się spóźnia, to jeszcze trzaska drzwiami jak na jakimś filmie.
   - Nic się drzwiom nie stało!...
   - Dębski zdjął mokry płaszcz i powiesił go na wieszaku, stojącym przy wejściu. Zieliński zamachał rękami.
   - Psiakrew, tyle razy mówiłem panu... Po pierwsze, znowu pan nie wytarłeś butów. Niech pan łaskawie zobaczy, jak wygląda ten nowy dywan? A po drugie, znowu powiesiłeś pan swój stary płaszcz na wieszaku dla klientów. Jak to wygląda?...
   Dębski, otrzepując buty w starą, wysłużoną wycieraczkę, spojrzał na sufit i powiedział:
   - A pan niech wie, panie Zieliński, że ja modlę się codziennie, żeby przyszedł wreszcie dzień, kiedy tak trzasnę tymi drzwiami, aż wyleci futryna. Ale będę po drugiej stronie!
   - Proszę bardzo, proszę bardzo, droga wolna... - Zieliński chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie miał do kogo, bo Dębski złapał w locie swój płaszcz i zniknął w atelier za zasłoną.
   A deszcz padał i padał...

c.d.n.

   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz