wtorek, 21 czerwca 2016

LISTY - odc. 3

   Obudził go dzwonek u drzwi. Przetarł zaspane oczy i spojrzał na budzik.
   - Listonosz o siódmej? Wrócił? Niemożliwe...
   Kopnął ze złością kołdrę, zsunęła się na podłogę. Dzwonek znowu zaterkotał.
   - Nie pali się! Co jest?! - krzyknął.
   Dzwonek nie umilkł, teraz terkotał bez przerwy. Zagrzmiało.
   Dębski poczłapał boso do drzwi. Za progiem stał sąsiad z parteru, miał nieszczęśliwą minę. Był to człowiek łagodny i w jego głosie nie było złości.
   - Co się u pana dzieje, kochany panie Dębski?...
   - Co się ma dziać? Burza jak cholera!...
   - Myśleliśmy, że pan umarł, albo co...
   - Jeszcze żyję, niestety...
   - Bo widzi pan... żona mnie przysłała. Zalało nam sufit.
   - A mnie podłogę. Żywioł...
   - Ale myśmy tydzień temu skończyli malowanie. A wie pan, jaki kłopot z malarzami. Piją, jedzą, nic nie robią. Jak te muchy w smole...
   - Nic nie poradzę. Zalało, to zalało. Nie jestem Panem Bogiem, ja deszczu nie puszczam na Ziemię... Dobrze. Jutro dam jakieś pieniądze, teraz nie mam. Do widzenia. Muszę jeszcze powycierać podłogę, bo widzę, że znowu mam mokro...
   - Takie nieszczęście, takie nieszczęście. Żona nie da mi spokoju...
   Dębski miał powiedzieć: "to trzeba się było nie żenić", ale zrobiło mu się żal biednego człowieka i powiedział:
   - Załatwię malarza, albo sam wymaluję. Zgoda? Niech pan to powie żonie. A teraz przepraszam, ale mi zimno w nogi. Przepraszam... - i zatrzasnął drzwi przed sąsiadem.
   Okna też były nieszczelne i woda sączyła się na podłogę. Dębski westchnął i poszedł szukać czegoś do wycierania.

c.d.n.

   







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz