Drzwi otworzyły się bezszelestnie i wszedł mężczyzna w ciemnej kurtce, starszy od Dudusia najwyżej o kilka lat.
- Dobry wieczór - powiedział, rozglądając się wkoło.
- O, Pawełek! - Dziadek przestał grać.
- Znowu się spóźnił - przypomniał Duduś.
- Nie próżnowałem... A to co znowu? - Pawełek spojrzał na zegar.
- Nie widzisz? Cenny zegar - powiedział Duduś.
- Zwariować można. Jeszcze jeden zegar, nie wiem po co. - Pawełek przyłożył do niego ucho. - Stoi, nie chodzi...
- Bo stojący, ale będzie chodził - zapewnił Duduś.
Dziadek się zdenerwował.
- Psiakrew, Pawełku, nie wtrącaj się do nie swoich rzeczy!
- Dobrze, już dobrze. Nie będę... Tereniu, co dzisiaj na obiad? - spytał Pawełek, zaglądając do kuchni. Terenia przegoniła go ścierką, bez słowa.
- Pieczeń po hindusku, z rodzynkami - zakomunikował Dziadek.
- Z rodzynkami? - zdziwił się Pawełek.
- Możesz nie jeść, jeśli ci nie odpowiada - wtrącił się Duduś.
- Co ma mi nie odpowiadać. Mnie tam wszystko jedno. Złaziłem z dziesieć kilometrów. Zjem nawet gwoździe, taki jestem głodny - powiedział Pawełek w stronę kuchni.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz