BEZ JUTRA
Śnił mi się świat bez jutra.
Tkwiłem w teraźniejszości obok długiej, jak moje życie, przeszłości i roztrząsałem każdy miniony dzień.
Przyszłość kłębiła się kolorami za horyzontem z pancernego szkła. Ani ja, ani nikt inny, nie mógł tam się przedostać. Ktoś z góry głośno pocieszał nas, że w ten sposób jesteśmy wieczni, ale wszyscy chcieli pożądliwie tajemniczego jutra.
W pewnym momencie nastąpił wybuch, szkło pękło i przyszłość wlała się do świata, obdzielając ludzi niezbyt sprawiedliwie. Ja, na przykład, skręciłem sobie nogę na schodach, śpiesząc się do jakiegoś szczęścia.
Skończyła się niechciana wieczność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz