Najgorzej było na początku. Nie mogłem się przyzwyczaić. Świat wydawał mi się bez sensu w tym uporządkowanym chaosie, w swej zdeterminowanej przypadkowości, w swym dobrotliwym okrucieństwie, w swej mądrości podszytej napastliwą głupotą, w swej jednostkowej celowości bez ostatecznego celu, bez niejasnego początku z zamglonym końcem.
Z czasem przyzwyczaiłem się do tego wszystkiego, przywykłem do rytmu: wiosna-lato-jesień-zima, pogodziłem się z codziennymi przeciwnościami, a nawet uwierzyłem w obiektywne istnienie świata, chociaż oczywiście z wątpliwościami.
Byłem!
Ale właściwie KIM, doprawdy, nie miałem zielonego pojęcia do samego końca tych kosmicznych majaków...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz