Wieczór. Gdzieś daleko, na drugiej półkuli rozgrywał się jakiś ważny mecz piłki nożnej czy ręcznej. Za ścianą słychać było wrzaski kibiców. Nagle zgasło światło, zapewne z powodu przeciążenia sieci energetycznej.
Zapaliłem woskową świecę, ku uciesze mojego Cienia, który uwielbiał tańczyć na ścianie. Był wtedy wysoki i szczupły.
- Możesz włączyć jakiś dżezik? - poprosił.
Nastawiłem w komputerze naszą ulubioną płytę. Też zacząłem tańczyć.
- Kiedyś muszę cię nauczyć. Wymachujesz rękami jak wiatrak. Zupełnie nie czujesz rytmu - marudził cienkim głosem.
Zgasiłem świecę.
- Co jest?! - zaprotestował znikający Cień. - Nie chciałem cię urazić...
- E, tam. Przez okno wleciała ćma. Nie chcesz chyba, żeby spaliła się w płomieniu?
Muzyka też zamilkła, bo wyczerpała się bateria w laptopie.
Rozkoszowałem się ciszą w ciemności, aż do momentu, kiedy włączono prąd i znowu rozległy się rozgorączkowane okrzyki sąsiadów oraz ględzenie obudzonego Cienia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz