MIEJSCE
Mój Drogi Aniele!
Dzisiaj
rano spojrzałem w mokrą szybę mojego okna, które znajduje się blisko Nieba, bo
jest na dziesiątym piętrze i pomyślałem:
- Co ja tu
robię? Przecież mogłem być gdzieś indziej. Mogłem być innym człowiekiem. Ale
mogło mnie w ogóle nie być!...
I ta
ostatnia myśl sprawiła, że przestał padać deszcz, wyjrzało słońce i moje miasto
stało się jasne, czyste i piękne. Zamiast jechać powolną windą, zbiegłem po
schodach bez zadyszki, kot sąsiada z parteru przywitał mnie przyjaznym
miauknięciem, a przed domem spotkałem gromadkę dzieci, które chórem powiedziały
mi „dzień dobry”. Poszedłem na Rynek. Uśmiechnięci ludzie zbierali, zupełnie
bezinteresownie, ostatnie śmieci i rozbite butelki po wczorajszej muzycznej imprezie;
wymieniali się doświadczeniami z rynku pracy i z korzystnych promocyjnych
zakupów; a nawet zauważyłem, jak jeden pan wymieniał znaczki pocztowe na
mosiężne dzwonki z drugim panem… Raj na ziemskim Rynku! Gołębie gruchały,
dziobiąc słodkie okruchy rzucane przez straż miejską, fontanna z trójzębu
Neptuna tryskała z rozkosznym szumem, para młodych ludzi z napisem SŁODKOŚĆ na
czapkach rozdawała za darmo czekoladowe cukierki…
Nagle ze
wschodu przypłynęła ciemna chmura i lunął deszcz. Wszyscy rozbiegli się,
pochowali w podcieniach. Tylko ja stałem na środku Rynku, mokry jak kura,
szukając w torbie parasola, który został w domu.
Twój na zawsze
Michał syn Edwarda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz