… Wiesz?
Znowu miałem ten sen.
Biegniemy roześmiani,
w zupełnej beztrosce –
przez ukwieconą łąkę;
jakbyśmy szybowali nad nią,
obok motylków.
Trochę to idiotyczne
i szmirowate.
Łąka zawsze jest ta sama,
nieskończenie długo-szeroka.
Nie dowiadujemy się,
dokąd sięga,
bo zawsze budzę się nagle,
wypuszczając twoją dłoń.
Być może,
dokończymy kiedyś ten bieg
i zobaczymy granicę łąki ukwieconej.
Ale właściwie –
po co?
M.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz