21
Śniło mi
się, że stoję pod moim dwunastopiętrowym domem przy ulicy Zygmunta. Wahałem
się.
- Wejść?...
Nie miałem
kluczy. Ale drzwi wejściowe były otwarte na oścież. Wszedłem do środka…
- Dziesiąte
piętro…
Nacisnąłem
dziesiątkę. Drżałem. Strach? Przecież żyłem.
- Po co ja
tam jadę? To już nie jest mój dom. Nie mam do niego klucza…
Wyszedłem z
windy i stanąłem przed drzwiami, tyle razy przeze mnie otwieranymi i
zamykanymi. Czułem, że się zaraz rozpłaczę.
Ale drzwi były zaplombowane urzędową
pieczęcią.
Usłyszałem
kroki po schodach. Skoczyłem w stronę windy. W świetle korytarza zobaczyłem sąsiada
z piętra wyżej, który zalał mi kiedyś mieszkanie.
- Pan do kogo? - spytał ostro.
- Szukam Pawła Szczęsnego - powiedziałem
przytomnie.
- Tu taki nie mieszka - odparł sąsiad i
dokładnie mnie zlustrował.
- To Zygmunta siedem?...
- Nie, pięć…
- Och, przepraszam, musiałem nie zauważyć
numeru…
Nacisnąłem przycisk winy. Gdy do niej
wchodziłem, usłyszałem:
- Dom Zygmunta siedem został niedawno
wyburzony, bo był wybuch gazu...
Na szczęście winda ruszyła.
Obudziłem się z boląca głową.
- Śniłem, czy byłem tam naprawdę?… Wszystko możliwe w tym wariactwie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz