sobota, 23 czerwca 2018

"INDIOMY" - ODC. 11 (Z KSIĄŻKI)


11

   Siedziałem sobie, jak zwykle, na mojej ulubionej ławce w parku i podziwiałem zwinność wiewiórki, kiedy usłyszałem:
   - Zostaw to wszystko, leć ze mną za niebo, w kosmos…
   Porozglądałem się, ale oczywiście nikogo nie było w pobliżu. W oddali bawiła się na trawniku samotna dziewczynka pod niedbałym okiem matki, która rozmawiała przez telefon, gestykulując wolną ręką.
   - Indiom, prowokator - pomyślałem wcale nie zdziwiony.
   - Nie mam po co lecieć. Kosmos jest wszędzie: we mnie, w tej ławce, w trawie, w zwinnej wiewiórce, w telefonie, w samotnej dziewczynce i w jej matce - powiedziałem głośno, mimo świadomości, że jestem śmieszny. - Sam o tym doskonale wiesz, a jeśli nie wiesz, to zapisz się do jakiegoś ludzkiego liceum, gdzie to wszystko ci wytłumaczą…
   Zaśmiałem się szyderczo, nieswoim głosem, strasząc wiewiórkę, która czmychnęła na wysokie drzewo.
   I w tym momencie z jasnego nieba spadł niespodziewanie ulewny deszcz, doszczętnie mocząc mnie, ławkę, wiewiórkę, telefon, dziewczynkę i jej matkę, nerwowo szukającą w torebce parasolki.
   Czarne chmury przypłynęły potem…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz