10
Znowu
musiałem o nich myśleć…
- Przecież,
gdy tak się zastanowić, te wszystkie Indiomy rodzą się w mojej głowie, nie
przylatują z zewnątrz…
Szykowałem
się do łóżka niechętnie, bo czułem podświadomie, że dzisiaj mnie zaatakują.
- Sny rodzą
się przecież nie na księżycu, tylko w mojej głowie. Więc każdy z tych
złośliwych tworów-potworów jest częścią mojej świadomości istnienia. Muszę je
jakoś wytresować, żeby mnie słuchały… - tak sobie myślałem, układając się
wygodnie na miękkim materacu.
- Poczytam
coś neutralnego, dalekiego od ludzkich problemów…
Wybrałem
„Życie termitów” Maurycego Maeterlincka. Nie za bardzo szczęśliwie, bo kiedy
zasnąłem wreszcie po godzinie, pogrążyłem się w absolutnej ciemności jako termit,
poganiany do roboty z miejsca na miejsce przez inne termity. Straszny świat. I
straszny sen…
A gdy tak
przegryzałem się w tej termitowej czerni, słyszałem daleki chichot jakby z
zewnątrz. Zapewne jakiegoś Indioma, który swoim diabelskim sposobem, kazał mi
sięgnąć po tę książkę, z tysięcy książek, śpiących na moich półkach…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz