- Słuchamy uprzejmie! - Paweł spojrzał na nas porozumiewawczo.
Siwy podszedł i przyglądał się nam, jak mój wujek ze wsi, kiedy wybierał kurę na obiad.
- A więc tak... - zastanawiał się. - Bardzo potrzebujemy nowych, zdolnych, inteligentnych kadr do naszej niebieskiej służby.
Przerwał. Uważnie patrzył na naszą reakcję, ale mieliśmy twarze bez wyrazu. Przynajmniej ja starałem się nie okazywać żadnych emocji. Jola oglądała sufit, a Paweł podłogę.
- Co wy na to? - spytał siwy, trochę już zniecierpliwiony.
- To niby my jesteśmy tymi kandydatami? - Paweł wziął na siebie przywództwo nad nami.
- Tak, wy...
- To my na to, jak na lato, ale my się raczej do tego nie nadajemy - wtrąciła Jola.
- Nadajecie, sprawdziłem wasze dane i cechy osobowościowe...
- Ona jest płocha jak łania, on nowy jak, za przeproszeniem, niemowlak, a ja nie jestem niczemu wierny. Fałszywy jestem od urodzenia. - Paweł kontynuował wywód.
Twarz siwego stawała się purpurowa.
- Won! - warknął wściekły. - Jeszcze tego pożałujecie. I ani słowa nikomu o tej rozmowie!
Wyszliśmy bez słowa...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz