Duduś mozolnie odkurzał, Terenia dusiła pieczeń po hindusku - z odchodzącą już powoli wściekłością, a Dziadek grał wlazł kotek na płotek, raz lepiej, raz gorzej, aż przerwał zmęczony.
- No, widzisz, potrafisz się postarać - powiedział do Dudusia, który natychmiast przerwał odkurzanie i odłożył patyk z kogucimi piórami na jedno ze swoich miejsc. - Przede wszystkim dbaj o szable. One dla mnie najważniejsze. Dużo widziały...
- Zardzewiałe - stwierdził Duduś.
- Od krwi...
- Od krwi? Nie było wtedy karabinów i rakiet?...
- Nie było...
- Prymitywne czasy, nie to co teraz - Duduś zerknął w stronę kuchni, ale Terenia była ukryta za kotarą z księżycami.
- Nie mów głupot - oburzył się Dziadek. - Szabla to szlachetna broń. To były wspaniałe czasy. Mężczyzna stał oko w oko z mężczyzną. Szabla w szablę. A teraz byle gnojek może strzelić zza węgła i jest taki sam skutek, ale jakże niehonorowy!
- Właśnie, Dziadku - powiedział niepewie Duduś.
- Co właśnie?...
- No, skutek - Duduś usiadł na brzegu dębowego biurka, odsuwając ozdobne wazony bez kwiatków. - Taki sam!
Dziadek się zdenerwował.
- Nie skutek ważny, a sposób! Zapamiętaj to sobie...
- Chyba cel ważniejszy? - Duduś nie bardzo wiedział, dlaczego Dziadek się denerwuje.
- Cel można zmieniać w zależności od ideologii. Relatywizm, mój drogi, relatywizm! Cel może być nawet nieosiągalnie daleko - powiedział dobitnie Dziadek.
- No dobrze, ale wtedy, przy tych szablach, cele były bardzo blisko. Oko w oko z wrogiem, jak Dziadek mówił - przekonywał Duduś.
Dziadek westchnął.
- Nic nie rozumiesz... Zejdź z tego biurka, bo go uszkodzisz. Ważysz pewnie ze sto kilo...
- Doładnie: sto pięć - powiedział Duduś z dumą i zsunął się z biurka.
- Usiądź, jak człowiek, na krześle. Krzeseł u nas dostatek. Mógłby u nas cały szwadron...
Dziadek nie dokończył zdania, Duduś nie zdążył usiąść, bo wpadł zziajany Pawełek, wściekły niebywale.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz