Dziadek zagrał jednym palcem kilka taktów.
- O! - zdziwił się Duduś. - Melodia...
- Wlazł kotek na płotek - powiedział z dumą Dziadek.
- Jakbym to gdzieś słyszał - przypomniał sobie Duduś.
- Tereniu! Jak zagrałem? - Dziadek zapomniał już, że ją boli głowa.
Terenia wyszła z kuchni bez ścierki i wygarnęła:
- Nie znam sie na tym! To wszystko przez ciebie, cholerny Dudusiu. Przytaskałeś to pianino w częściach i wszystko się zaczęło. Jak nie było pianina i ciebie, panował u nas święty spokój. I było nam z Dziadkiem dobrze!
- Co to znaczy? - wtrącił się nieśmiało Dziadek. - Teraz nie ma spokoju?
- Wiem, co mówię! - prawie wykrzyczała Terenia. - Ten cholerny Duduś przytaskał to cholerne czarne pianino i Dziadek zaczął grać. A jak zaczął grać, to rzadko wychodził, a jak rzadko wychodził, był spragniony wiadomości ze świata. A Dziadek jest zawsze diabelnie ciekawy, jak dziecko. Więc wyszedł ostatni raz i przyprowadził Pawełka-spryciarę, aby mu donosił - Terenia wzięła głęboki oddech i mówiła dalej. - Teraz już jest za późno na przestanie. Kiedy Dziadek przestanie grać, to będzie jeszcze gorzej. Wyjdzie na spacer i przyprowadzi trzeciego, nie wiadomo do czego... To niech już Dziadek lepiej gra te kotki na płotki. - Terenia sapnęła, szukając w ręku ścierki, którą zostawiła w kuchni.
- Tereniu! - powiedział z podziwem Dziadek. - Nigdy tak dużo nie mówiłaś.
- Sam Dziadek mówił, że nic nie jest nigdy za dużo. Raz mogę powiedzieć, co myślę, nie?
- Tereniu - powiedział cicho Duduś.
- A ty mi się tu nie odzywaj. Nic tu nie masz do gadania - Terenia zbliżyła się do Dudusia z wyciągniętą ręką.
Duduś schował się za dwoma krzesłami.
- Jesteś niesprawiedliwa - nie patrzył jej w oczy. - Przynoszę ci wszystko, czego tylko chcesz. Pianino też przyniosłem dla ciebie.
- Mówiłam ci, że nie umiem grać! - wykrzyczała Terenia.
- Żebyś się nauczyła...
- Nie mam ochoty na takie plumkanie. Lubię inną muzykę...
- Jaką?...
- Guzik cię obchodzi!...
- Teraz ja się uczę - Dziadek starał się załagodzić. - Jak się nauczę, to was nauczę. Zobaczycie... Potrzeba mi jeszcze trochę czasu... A ty, kochana Tereniu, skończ wreszcie to gotowanie. Głodni jesteśmy!
- Jasne, baba do kuchni... Nie sztuka skończyć! - Terenia się roześmiała. - Tak Dziadek kiedyś często mówił do mnie. Już pewnie nie pamięta... Jak tych dwóch nie było, to Dziadek często siadywał ze mną na jednym krześle i opowiadał ciekawe rzeczy. A teraz muszę siedzieć w kuchni i gotować. Może Dziadek myśli, że to bardzo przyjemne?... Ja nie mogę zamknąć oczu i wyobrażać sobie przyjemności, które znam. Bo bym się poparzyła...
Dziadek zrobił zmartwioną minę.
- Tereniu, skarbie, co cię dzisiaj ugryzło? Myślałem, że ci u mnie dobrze...
- Gdyby mi nie było dobrze, to bym tu nie siedziała. Gdzie indziej mogło być o wiele gorzej - powiedziała Terenia, kierując się w stronę kuchni. - W porządku, już nie będę narzekać. Pieczeń po hindusku będzie bardzo dobra - i Terenia zniknęła, zasuwając za sobą kotarę ozdobioną księżycami, którą Duduś powiesił tydzień temu.
- To świetna dziewczyna - powiedział cicho Dziadek.
- Zgadza się - Duduś wyszedł zza krzeseł.
- Przypomnieć ci, Duduś, kiedy odkurzałeś? - Dziadek zmienił ton. - Przynosisz rzeczy, to o nie dbaj. Przedmioty, jak ludzie, rozlatują się, gdy są zaniedbywane! Przede wszystkim odkurz cenne szable. Z daleka widzę na nich kurz.
- No dobrze, Dziadku, powiedzmy, że dawno nie odkurzałem - Duduś westchnął, wziął do ręki patyk z kogucimi piórami i zaczął odkurzać, kaszląc co jakiś czas.
A kurz żył sobie swoim istnieniem i nie zwracał na nich uwagi, przemieszczając się z miejsca na miejsce, w niekończącej się nigdy podróży...
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz