- Grubas! - mruknął Knysak, wstał pośpiesznie i zaczął mieszać farbę.
Szef minął ich, ale zauważył, wrócił. Zgramolił się z motocykla, który zaraz, jakby ucieszony, zamilkł.
- Odpoczywacie? - spytał, podchodząc do ławki.
- Robota zrobiona! - Knysak pokazał namalowany krzyż.
- Czekamy na ten furgon - dodał Dębek, nie wstając.
Grubas nie patrzył im w oczy.
- To dobrze, że odpoczęliście. Furgonetka się zepsuła. Wronowski naprawia. I jak go znam, to będzie naprawiał do jutra. Pójdziecie niestety na piechotę.
- Do Wróblewa?! - wrzasnął Dębek i zerwał się z ławki.
Grubas poprawił pasek na brzuchu.
- Samochód marki marcedes rozbił się w miejscowości Wróblewo. Gdyby rozbił się na ten przykład w Witkach Wielkich, to byście szli do Witek, a że się rozbił we Wróblewie, to szanowni panowie pójdą malować do Wróblewa. Nie musicie się śpieszyć, do wieczora zdążycie. A potem, fajrant. Jasne?
- Bardzo jasne - bąknął Knysak.
- No!...
Grubas dostojnie podszedł do motocykla, z trudem go uruchomił i odjechał.
- Chętnie bym mu namalował krzyż! - warknął Dębek.
- Ostrożnie jeździ, ale może go w końcu ktoś rozjedzie - dodał Knysak. - Na marmoladę.
Dębek westchnął.
- Trzy godziny drogi w taki upał... Ale chodźmy, nie ma co gadać.
- Mógłby nas odwieźć, po kolei...
- Byśmy mu pochlapali dupę...
Ruszyli obładowani, milcząc... Minęli planszę: DO WIDZENIA W JAROŃCU! Dębek splunął. Przed przejazdem kolejowym usłyszeli klakson, zeszli na pobocze. Minęło ich niebieskie BMW, podskakując na torach.
- Ciekawe, czy jak któryś skurwiel nas zabije, to wymalują nam krzyż - zastanawiał się Knysak.
- Pewnie wymalują, co mają nie wymalować. Grubas ma premię od tego - odparł Dębek.
Nie zdążyli przejść przez tory, szlaban zagrodził im drogę.
- Fajnie! - sapnął Knysak. - Może do jutra dojdziemy.
Rozłożyli sprzęt na poboczu i usiedli.
Nad nimi leciał samolot do dalekich krajów, zostawiając biały ślad na bezchmurnym niebie. Nawet tam nie spojrzeli.
K O N I E C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz